Wiesz,
jak to jest, kiedy kogoś kochasz tak mocno, że nie wyobrażasz sobie bez niego
życia? Najpierw jest pięknie, ale potem zaczynają się schody. I to dosyć strome
schody. Pojawiają się komplikacje, które były oczywiste do przewidzenia, ale Ty
byłaś kompletnie ślepa, o wszystkim zapomniałaś. On przysłaniał Ci cały świat.
W końcu nadchodzi ten dzień, w którym musisz wybrać jedną z opcji. I to jest
właśnie tragizm, bo czego byś nie wybrała, to i tak w gruncie rzeczy nie
będziesz w pełni szczęśliwa.
Ostatecznie decydujesz
się na powrót do przeszłości. Do domu, rodziny, starej codzienności, nauki.
Myślisz, że tak będzie lepiej. Łudzisz się, że dasz radę bez Niego żyć. Ale po
jakimś czasie zdajesz sobie sprawę, że to już nie jest życie. To jest jedynie
wegetacja. Tak, z pewnością można tak nazwać ten stan, kiedy wszystko wokół
przypomina Ci o Nim, nie masz na nic ochoty, rzeczy, które dawniej sprawiały Ci
radość, tracą sens. Najchętniej zaszyłabyś się w łóżku i przespała resztę
żywota. Jednak to też nie jest wyjście, bo każdej nocy prześladują Cię te
piękne, przepełnione smutkiem oczy. Te, które tak bardzo kochałaś. W których
gotowa byłaś utonąć. Zastanawiasz się, co by było gdybyś, podjęła inną decyzję.
Gdybyś postawiła wszystko na jedną kartę. Gdybyś jednak wybrała miłość… Niestety
teraz jest już za późno. Podejmując decyzję, trzeba liczyć się z jej
konsekwencjami. Nawet jeśli konsekwencją ma być samotność.
Mimo
wszystko starasz się trzymać. Udajesz twardą babkę. Grasz przed przyjaciółmi,
rodziną, bo nie chcesz, żeby się martwili. W końcu sama zaczynasz powoli
wierzyć we własne kłamstwa. Pojawia się nadzieja, że dasz radę się z tym
wszystkim uporać, ale wtedy zawsze z „pomocą” przychodzi Ci los. A może to
fatum? Bo kiedy powoli wychodzisz z zakrętu, w oddali widzisz autostradę do
szczęścia, coś niespotykanego dzieje się w Twoim życiu. Ktoś stawia tą Twoją
sztuczną egzystencję na głowie. Znowu. A Ty nie masz jeszcze pojęcia, co się
tak naprawdę szykuje…