– Co?! Ale jak to? Zaraz tam będę. – rozłączyłem
się i szybko wybrałem numer do Roccuzzo – Odbierz, odbierz. – mówiłem sam do
siebie – Cześć, Anto. Słuchaj. Mogę podrzucić do was Celio?
– No pewnie. Ale coś się stało?
– Ana… Ona… Miała wypadek.
– O, matko! – pisnęła Argentynka. Chciała zadać
kolejne pytanie, ale je uprzedziłem.
– Nic więcej nie wiem. Jadę do szpitala. Jak się
czegoś dowiem, to dam wam znać – zakończyłem połączenie i schowałem komórkę do
kieszeni. Zapakowałem rzeczy synka do torby, wziąłem go na ręce, zaniosłem do
Messich, a sam wsiadłem do auta i szybko pognałem w kierunku szpitala, w którym
znajdowała się moja ukochana. Wpadłem do środka niczym burza. Szybko skierowano
mnie na drugie piętro. Tam miała się odbyć operacja mojej małej. Stałem przy
wielkich drzwiach, kiedy ją przewozili. Podbiegłem do niej. Była zakrwawiona,
ale przytomna. Czyli nie mogło być znowu tak źle, prawda? Złapałem jej
drobniutką dłoń i ucałowałem. Pogłaskałem ją po głowie, a ona się lekko
uśmiechnęła.
– Kocham cię, Javi. I zawsze będę.
– Kocham cię, Ana.
– Proszę się odsunąć. Musimy szybko rozpocząć
operację – odezwał się lekarz.
Miłość
mojego życia zniknęła za wielkimi drzwiami, a ja zostałem tam sam. Chodziłem po
holu w tę i z powrotem. Nie potrafiłem zebrać myśli. To siadałem, to znowu
wstawałem. I tak w kółko od kilku godzin. Modliłem się, żeby Anastazja wyszła z
tego cało. Przecież miała jeszcze całe życie przed sobą. No właśnie, musiałem
coś wymyślić na jej trzydzieste urodziny. Przecież to już za miesiąc. No tak.
Ale wcześniej mieliśmy jeszcze do rozegrania finał Ligii Mistrzów. A potem
uroczystość z okazji zakończenia mojej sportowej kariery.
Zacząłem
się denerwować nie na żarty, kiedy najpierw ktoś wybiegł z sali, a potem
wbiegło do niej więcej osób. To chyba nie wróżyło niczego dobrego. Ale nie
mogłem tracić nadziei. Nie mogłem! Kiedy z bloku wyszedł lekarz, od razu do
niego podszedłem.
– Panie doktorze, co z nią?
– Panie Mascherano… – w jego oczach zauważyłem
wielki ból – Bardzo mi przykro. Robiliśmy co w naszej mocy, ale obrażenia
wewnętrzne okazały się zbyt ciężkie.
– Ale jak to?! – wydarłem się – Co pan plecie?!
To jakiś żart, tak?! Ona zaraz stamtąd wyjdzie o własnych siłach i zaśmieje
się, że tak łatwo dałem się nabrać?!
– Proszę pana…
– Nie! Ja panu nie wierzę! Ja chcę ją zobaczyć!
– W porządku, proszę za mną.
Ruszyłem
za około pięćdziesięcioletnim chirurgiem. Kroczyliśmy korytarzem, aż dotarliśmy
do pewnego mrocznego pomieszczenia. Na metalowym stole leżało ciało przykryte
prześcieradłem. Głośno przełknąłem gulę w gardle. Podszedłem bliżej i odsunąłem
delikatnie materiał. Nie wierzyłem własnym oczom. To ona. Leżała tam taka
bezbronna, blada, niczego nieświadoma i…zimna. Przeczesałem palcami jej włosy i
ucałowałem w czoło. Tak bardzo lubiła, gdy to robiłem. Nie kontrolowałem już
łez, które ciurkiem leciały po moich policzkach, by spaść na posadzkę.
– Nie. – szepnąłem – To nie może być prawda.
Dlaczego ona? Była taka młoda. – odwróciłem się w stronę lekarza – Za miesiąc
miała obchodzić swoje trzydzieste urodziny. Chciałem ją gdzieś zabrać. Mogliśmy
się wyprowadzić za granicę, bo to mój ostatni sezon. Tyle rzeczy było przed
nią. Zostawiła firmę. Jak ja sobie dam bez niej radę? – popatrzyłem na
mężczyznę z wyrzutem – Jak ja wychowam bez niej syna? Nie dam rady…
– Panie Mascherano, jest jeszcze jedna sprawa…
Może to i nie ma już teraz wielkiego znaczenia, ale uznałem, że powinien pan
wiedzieć.
– Tak?
– Pańska żona była w dziewiątym tygodniu ciąży.
– A…Ale…Ale jak to? – jąkałem się – Dlaczego mi
nic nie powiedziałaś? – skierowałem się w stronę martwego ciała.
– Ja nie chciałbym się wtrącać, ale z tego, co
mówił mi jej ginekolog, pani Anastazja dowiedziała się o tym dwa tygodnie temu
i chciała panu przekazać tą dobrą nowinę po finale Ligii Mistrzów. – poklepał
mnie po ramieniu – Przykro mi.
*
Finał
Ligii Mistrzów 2022 na Santiago Bernabéu. FC
Barcelona vs Chelsea Londyn. Prawdopodobnie każdy piłkarz chciałby teraz stać tutaj na
murawie i rozegrać wspaniałe spotkanie. Ale nie ja. Ja byłem pogrążony w żalu,
smutku, żałobie. Tydzień temu wszystko straciło dla mnie sens. Sens mojego
życia odszedł z tego świata. Ana umarła, zabierając ze sobą nasze nienarodzone
dziecko. Znowu zachciało mi się płakać. To wszystko nie tak miało być. Mieliśmy
żyć długo i szczęśliwie. A ona nie dożyła nawet trzydziestu lat! I gdzie tu
była sprawiedliwość?!
Na
płytę boiska wyszliśmy w naszych tradycyjnych strojach z czarnymi opaskami
umieszczonymi na bicepsie. Wyszliśmy całą drużyną – nie jedenastką. Stał z nami
również sztab szkoleniowy. Piłkarze Chelsea ustawili się naprzeciwko nas.
Unieśliśmy głowy do góry, złapaliśmy się za ramiona i utkwiliśmy w minucie
ciszy. W tle leciało Requiem, a na telebimie ukazało się czarno–białe zdjęcie
mojej żony. Uśmiechała się na nim. Zresztą ona z reguły się uśmiechała. Była
zadowolona z życia, a po narodzinach Celio to już w ogóle. Przytuliliśmy się z
chłopakami, zebraliśmy w kółku, pochyliliśmy, położyliśmy dłonie jedna na
drugiej i zgodnie krzyknęliśmy:
– Dla Any!
Graliśmy
jak natchnieni. Mieliśmy w sobie mnóstwo złości, którą właśnie staraliśmy się z
siebie wyrzucić. Nie obyło się bez niepotrzebnych fauli i żółtych kartek, ale
kogo by to obchodziło? Kasowałem wszystko, co się dało. Każdemu przeciwnikowi z
furią w oczach odbierałem piłkę. W pewnym momencie, jak widzieli, że biegłem w
ich stronę, zostawiali piłkę i uciekali. W końcu po dziewięćdziesięciu minutach
na boisku sędzia zagwizdał. Ogromna tablica wskazywała na wynik 5:0 dla nas.
Upokorzyliśmy nie tylko zespół z Londynu, ale przede wszystkim triumfowaliśmy
na stadionie odwiecznego rywala – Realu Madryt. Nie było jednak wśród nas
euforii. Wszyscy zdjęliśmy górne części trykotu, a pod spodem mieliśmy
koszulki, które układały się w napis „To
dla Ciebie, Ana”.
*
Podczas
celebracji zwycięstwa na Camp Nou wyświetlony został pewien filmik. Nie miałem
nawet o nim zielonego pojęcia. Przedstawiał on drużynę podczas niektórych
wyjazdów. W każdej scenie była moja żona. Na murawie został z kolei rozłożony
ogromny transparent, wykonany przez piłkarzy, który głosił: „Jesteśmy
rodziną. Żegnaj, Ana. Do zobaczenia w nowym, lepszym świecie. Kochamy Cię”.
Nawet kibice na trybunach ułożyli mozaikę: „Ana, razem z Tobą odeszła część klubu.”
oraz „Do
zobaczenia w niebie, nasz bordowo–granatowy Aniołku.” Ryczałem jak
głupi, mając na rękach Celio. Ucałowałem chłopca w skroń i pomachałem kibicom.
Lio podał mi niepewnie mikrofon.
– Kochani, – zacząłem – dziękuję wam bardzo za
pamięć o mojej żonie. Ana z pewnością by się zarumieniła i uznała, że niczym
sobie na coś takiego nie zasłużyła. Ona kochała ten klub prawie tak mocno jak
mnie i naszego synka. To był jej świat. Tutaj, na Camp Nou czuła się jak ryba w
wodzie. Żartowała kiedyś nawet, że moglibyśmy się tutaj przeprowadzić. –
próbowałem opanować łzy – Tak czy inaczej dziękuję wam i moim przyjaciołom z
klubu. Za tę dedykację pucharu, ale przede wszystkim za to, że jesteście teraz
z nami. Dziękuję.
***
Inicjatywę przejął teraz Javier. Jako że występuje z czternastką na koszulce, domyślacie się pewnie, że to już ostatni rozdział. Ale spokojnie - jeszcze Was nie zostawiam, bo przygotowałam epilog. ;)
Jak już wielokrotnie wspominałam, nikt miał się nie domyślić, co dla Was przyszykowałam. I jak mi wyszło? Ktoś mnie rozszyfrował czy zaskoczyłam?
Wiem, że pewnie macie ochotę mnie zabić, ale wstrzymam się z wyjaśnieniami do wpisu pod epilogiem. A jeśli chcecie wiedzieć co, jak i dlaczego, to zadawajcie pytania w komentarzach, a ja obiecuję, że na wszystkie odpowiem. Pod komentami albo pod epilogiem.
To co? Zostanie ktoś na epilog? :D
Nie lubię Cię! Płacze jak bóbr..
OdpowiedzUsuńStawiałam na to, że możesz ich rozdzielić, ale nie tak.. Brak mi słów więc już nic nie pisze.
Do zobaczenia w epilogu.
Do zobaczenia :*
UsuńBo przecież byłoby za pięknie, gdyby ona żyła i urodziła drugie dziecko, nie?
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie i to bardzo! Ja nie wiem co Ty tam jeszcze przygotowałaź na epilog... Armagedon, powódź w Barcelonie, trzęsienie ziemi? Zaczynam się szczerze bać! No, ale cóż... Czekam!
Armagedon? Brzmi kusząco :p
Usuńsiódemka :) http://piensas-en-mi.blogspot.com
UsuńPoryczałam się jak dziecko. Spodziewałam się wiele rzeczy, ale nigdy czegoś takiego! :( czekam, aż wyjasnisz mi wszystko w epilogu w taki sposób, że Ci to wybacze i wypedzisz ze mnie myśl odwiedzenia Cie z jakimś ostrym narzędziem ... Oczywiście żartuje, ale jest mi smutno :(
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, można powiedzieć, że mi się podobał?! Nie wiem czy się dobrze wyraziłam, ale mam nadzieje, że wiesz co chce przez to powiedzieć i czekam już na epilog ;*
Jasne, że rozumiem ;) Trochę Wam chyba wytłumaczę :)
UsuńPłacze jak głupia. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, jednak Oh, znając ciebie mogłam się czegoś takiego spodziewać, haha. ;D pokochałam to opowiadanie, zresztą jak wszytskie twoje, i mimo tego drastycznego zakończenia, będę za nim tęsknić :/ cóż pozdrawiam kochana i czekam na epilog, by zobaczyć co dla nas przygotowałas już na sam koniec :/ :*
OdpowiedzUsuńCóż, jeśli płakałaś teraz, polecam zaopatrzyć się w chusteczki na epilog. ;*
UsuńMiałam nadzieję na happy end, ale niestety...
OdpowiedzUsuńMuszę sie przyznać, że uroniłam nie jedna łzę. Czekam na epilog!
PS. Serdecznie zapraszam na 1 rozdział na http://ultima-perdon.blogspot.com/ ;)
Obiecuję, że epilog nie będzie gorszy niż jakikolwiek rozdział na tym blogu! ;)
UsuńNa pewno wpadnę. :)