piątek, 12 sierpnia 2016

VIII

                Po przebiegnięciu dwóch kilometrów opadam powoli z sił. Hiszpan to zauważa i proponuje, żebyśmy odpoczęli na trawie w parku. Gdy tylko to słyszę, rzucam się na ten „zielony dywan” i wzdycham głęboko. Sięgam po butelkę wody i zachłannie wypijam połowę zawartości. Chłopak zajmuje miejsce tuż obok mnie i chichocze.
– Mówiłam, że z moją kondycją aktualnie nie jesteśmy w dobrych relacjach – żartuję.
– Nie jest tak źle. I nie pij na leżąco, bo zaraz się pomoczysz.
– E, tam. Przesadzasz. – zbliżam butelkę do ust i w tym samym momencie Fernando ściska ją, a woda ochlapuje nie tylko moją twarz, ale przede wszystkim koszulkę. Spoglądam na przemoczony ciuch, a potem przenoszę wzrok na uradowanego całym zajściem mojego towarzysza – Coś ty zrobił?! Pożałujesz! – nachylam się nad nim i wylewam na niego pozostałe picie. On w odwecie przekręca mnie na plecy, przytrzymuje mocno za nadgarstki i słodko się uśmiechając, zaczyna kręcić głową na boki w taki sposób, że woda z jego włosów pryska wprost na mnie – Nando! Już, koniec! Przestań, no! – śmieję się – Poddaję się.
– Wygrałem? – pyta, unosząc jedną brew ku górze.
– Tak, wygrałeś.
– No to w takim razie czekam na nagrodę. – patrzę na niego jak na kosmitę, więc zaczyna mi tłumaczyć – Każdy zwycięzca dostaje jakąś nagrodę. Przynajmniej tak mnie na studiach uczyli. Więc ja też czekam – pokazuje znacząco na swój policzek.
– Dzieciak – pokazuję mu język.
– Może i tak, ale dopóki nie dasz mi buziaka, będziemy tutaj tak leżeć. I wolę nie zgadywać, co pomyślą sobie starsze panie, które się tędy zazwyczaj przechadzają.
                Unoszę lekko głowę i składam delikatny pocałunek na jego prawym policzku. Chłopak od razu się uśmiecha. Opada na plecy i zamyka na chwilę oczy. Mam szansę mu się dokładnie przyjrzeć. Jest wysoki – na oko ma jakiś metr osiemdziesiąt pięć. Wysportowany i umięśniony. Na lewej ręce widoczny jest tak zwany rękaw. Ma długie czarne rzęsy, gęste brwi i krótkie ciemnobrązowe włosy. Kilkudniowy zarost dodaje mu uroku i wyglądu niegrzecznego chłopca. Jest bardzo przystojny. Powiedziałabym nawet, że pociągający. Dziewczyny pewnie się za nim uganiają. Wzdycham przeciągle. Nagle otwiera oczy i wpatruje się prosto we mnie.
– Czemu się tak przyglądasz? – zadaje pytanie.
– Tobie – szczerzę się.
– Tak? I co? Zobaczyłaś coś ciekawego? – pojawiają się u niego słodkie dołeczki.
– Może. – chichoczę – Powinieneś się ogolić – mrużę oczy.
– Rozważę twoją propozycję, ale jak na razie podnoś się. – wstaje i wyciąga dłoń w moją stronę – Wracamy.

*

                Moja mała oaza spokoju to o dziwo nie moje mieszkanie, ale właśnie moje biuro w siedzibie firmy. Delikatny, nieco nowoczesny, ale spokojny wystrój, a za oknami widok na niedaleki park. Pomieszczenie jest połączone z balkonem, na którym mogę zaczerpnąć świeżego powietrza, przewietrzyć umysł. A tego akurat właśnie potrzebuję. Los znowu prezentuje mi nowe niespodzianki. Z jednej strony jest Javier, za którym bardzo tęsknię i którego nadal kocham, ale wciąż boję się go skrzywdzić. Boję się, że nie będę w stanie przystosować się do jego trybu życia, sprostać jego wymaganiom. To wcale nie jest takie proste jak się wydaje – być partnerką światowej sławy piłkarza. Z drugiej strony jest też uroczy Fernando, z którym regularnie uprawiam jogging. Chłopak jest naprawdę miły i przystojny. Ja chyba też wpadłam mu w oko. Wychylam się lekko, opierając się delikatnie o barierkę i wzdycham głośno.
Może lepiej byłoby postawić na bruneta? Z nim prawdopodobnie byłoby prościej. Mniejsza różnica wieku. On nie ma zobowiązań w postaci dzieci – w odróżnieniu od Argentyńczyka. Byłabym wtedy pewna, że Javi nie będzie przeze mnie cierpiał. A ja? Ja z kolei znalazłabym pocieszenie w ramionach Hiszpana. Wiem, że to nie brzmi najlepiej, ale chyba nic na to nie poradzę. Boję się zaryzykować i spróbować stworzyć coś poważnego z Mascherano. Kocham go, lecz miłość czasem po prostu nie wystarcza…

*

                Wychodzę przed budynek, gdzie już czeka na mnie wysoki mężczyzna. Uśmiecha się do mnie szeroko, więc czynię to samo. Witamy się buziakiem w policzek i powoli zaczynamy nasz poranny trening biegowy. Przemierzamy chodniki, żeby dotrzeć do parku, którym kierujemy się na plażę. Chwilę odpoczywamy, pijemy wodę i rozmawiamy, umilając sobie czas przed drogą powrotną.
– Ej, Nando, nie chciałbyś się wybrać na najbliższy mecz? – zagajam.
– A kto gra? – śmieje się.
– Powinnam cię wykląć w imieniu wszystkich mieszkańców tego pięknego miasta, ale jako, że cię nawet lubię, to grzecznie cię poinformuję, że w sobotę przyjeżdża tutaj Valencia.
– Aaa… – klepie się otwartą dłonią w czoło – No tak. Racja. Wybacz moja bohaterko. – zanosi się śmiechem – W sumie to mógłbym pójść. Ale biletów już chyba nie ma w sprzedaży. Jest przecież czwartek.
– No niby tak. Ale ja mam swoje dojścia. – mrugam porozumiewawczo – Zapraszam cię. Powiedzmy, że to forma odwdzięczenia się za to całe bieganie i motywowanie mnie do ruszenia dupska.
– No skoro tak, to nie mogę odmówić. Ale wracając do twojego tyłka, to to bieganie robi mu całkiem dobrze – przygląda mi się z łobuzerskim uśmieszkiem.
– Uważaj, bo się rozmyślę. – dźgam go przyjaźnie i biegniemy z powrotem. Kolejne pięć kilometrów nie pokona się przecież samo. Kiedy jesteśmy już przy drzwiach mojego apartamentowca przypominam sobie o czymś – Radzę ubrać się w klubową koszulkę, bo siedzimy w drugim rzędzie, kolego – szczerzę się i wbiegam po schodach na górę.

*

                Po długiej kąpieli ubieram cieniutkie, obcisłe jeansy. Sięgam po koszulkę, ale z roztargnienia wyciągam tę z numerem czternastym na plecach. Przyglądam się jej uważnie i uśmiecham sama do siebie. Gładzę naprasowane cyferki niemalże z uwielbieniem. Składam ubranie w kostkę i odkładam na półkę. Chwytam górną część garderoby z obecnego sezonu – tym razem bez żadnego numeru – i w pośpiechu wciągam na siebie. Biegnę do łazienki, potykając się przy tym o leżące na środku przedpokoju buty i klnąc w myślach. Kilka ruchów eyelinerem i pędzlem i już jestem umalowana. Jeszcze tylko błyszczyk. Zapinam zegarek idąc w kierunku drzwi. Wkładam stopy w granatowe slip–ony z białą podeszwą. Lewą ręką chwytam klucze, leżące na stoliczku, a prawą łapię nerkę z biletami, portfelem, telefonem i dokumentami. Po raz ostatni spoglądam na zegarek, który daje mi znać, że mam jeszcze dwie minuty.  Przekładam rozpuszczone włosy na prawą stronę i wychodzę z mieszkania. Zbiegam po schodach z szóstego piętra, a na ławce przed budynkiem już siedzi mój towarzysz. Po przyjacielskim powitaniu obieramy kierunek na dzielnicę Les Corts, do której mamy jakiś kwadrans drogi. W okolicach Av. de Madrid przypomina mi się pewna rzecz. Wyciągam z nerki przepustkę i wręczam zdziwionemu Hiszpanowi.
– No co? Przecież mówiłam, że mam całkiem niezłe dojścia – mrugam rozbawiona.
                Na stadion wchodzimy bocznym wejściem, przy którym stoi Aleix cieszący się na mój widok jak małe dziecko na widok świętego Mikołaja. Daję mu buziaka w policzek i ciągnę za sobą Nando do odpowiedniego sektora. Przed wejściem na trybuny schylam się, dotykam wskazującym i środkowym palcem prawej ręki ziemi, a następnie żegnam się i przyciskam te palce do ust, delikatnie je całując. Kiedy w końcu zasiadamy na wyznaczonych miejscach, chłopak postanawia się odezwać.
– Nie wiedziałem, że te „całkiem niezłe dojścia” są aż tak rozległe. – mówi skonsternowany – Przecież wszyscy cię tu znają!
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzaj? – wybałusza oczy – Od kiedy przekroczyliśmy mury Camp Nou przywitało się z tobą jakieś dziesięć osób! W tym jednego gościa chyba widziałem kiedyś w telewizji… – drapie się po głowie.
– To był dyrektor sportowy FC Barcelony – zanoszę się śmiechem.
– No ładnie. To jeszcze tylko tego brakuje, żeby tu zaraz koło nas usiadł jej prezydent.
– Josep siedzi o tam. – wskazuję na specjalnie wydzielony kawałek trybun, a potem macham panu Bartomeu, który z uśmiechem odwzajemnia mój gest – Pomachaj mu. Nie wiadomo, kiedy będzie kolejna taka okazja. Może nie wygrać nadchodzących wyborów.
                Wkrótce z głośników zaczynają się sączyć nuty „El Cant del Barça”, a ja razem z tysiącami culés śpiewam ten piękny hymn. Sędzia José Luis González González rozpoczyna mecz ligowy i już po chwili cały bordowo–granatowy sektor szaleje. Luis Suarez pokonuje Diego Alvesa w pierwszej minucie spotkania! Pierwsza połowa jest nerwowa. Kończy się wynikiem 1:0. Przed zejściem z murawy na przerwę, Dani przebiega przed naszymi siedzeniami i wysyła mi buziaka, a ja pokazuję mu, by puknął się w łeb. Brazylijczyk śmieje się perliście, macha ręką i w świetnym nastroju znika w tunelu.
– A więc to jest to twoje dojście? – chichocze Fernando.
– Tak, to jest to moje pokręcone, ale kochane dojście – przyznaję.
– Chłopak? – rzuca nieśmiało.
– Dani? – dziwię się – Znamy się od kilku lat. Jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam – szturcham go przyjaźnie i natychmiast się rozchmurza.
                Druga połowa zaczyna się od zmian w obu drużynach. Około pięćdziesiątej minuty dosyć blisko naszych siedzeń przebiega Mascherano. Spogląda na trybuny i nasze spojrzenia spotykają się na chwilę. Patrzy na Fernando, kręci głową i biegnie dalej. Chwilę po tym słynący z chłodnej głowy i racjonalnego zachowania na boisku Javier brzydko fauluje przeciwnika. Nie ma innej opcji. Arbiter pokazuje mu żółty kartonik. Piłkarz coś tam mruczy pod nosem i odchodzi z dala od miejsca przewinienia. Barcelona gra swoje, stwarza dużo sytuacji, ale albo ktoś jest na pozycji spalonej, albo strzał zostaje obroniony, albo w ogóle akcja zatrzymana. Do łatwych to to spotkanie na pewno nie należy. W miarę upływu czasu widać poirytowanie piłkarzy Dumy Katalonii. W czwartej minucie doliczonego czasu Messi pakuje piłkę do siatki Diego. Ponad dziewięćdziesiąt tysięcy ludzi podnosi się z miejsc i skanduje jego nazwisko. To jest gol numer czterysta w karierze Lio. Ten facet jest nieokiełznany! Żywa legenda, która bije kolejne rekordy. Piłkarz nie z tej planety! Po końcowym gwizdku sędziego macham w stronę Daniego, pokazując by podszedł do barierki, do której sama zmierzam, a za mną kroczy roześmiany Nando.
– Ochrona nas nie zgarnie? – dopytuje.
– Chyba żartujesz. Spokojnie, wiem, co robię. – posyłam mu kojący uśmiech – Możesz się oprzeć o barierkę. Nie ukręcą ci za to łba – pękam ze śmiechu.
– Cześć, Mała! – drze mi się do ucha Brazylijczyk.
– Hej, Dani. – daję mu całusa – Dani, to jest Fernando, Nando to jest Dani – przedstawiam ich sobie, a oni kiwają głowami.
– Alves, rusz się! – krzyczy Pedro.
– No zaraz, nie widzisz, że rozmawiam?! Dobra, co jest? – uśmiecha się.
– Chciałam wam pogratulować. Ucałujesz ode mnie Lio? – robię maślane oczka – No wiesz, w końcu to okrągła liczba goli.
– Wolałbym go nie całować. – krzywi się zabawnie – Ale mogę mu powiedzieć, że go całujesz. A w co to już wasza sprawa.
– Dani! – karcę go.
– Dobra, dobra. I tak się na mnie nie obrazisz. Okay, ale ja już naprawdę muszę lecieć. Widzimy się? – pyta niepewnie.
– Jasne. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
– Miło było poznać – zwraca się do młodego Hiszpana.

– Mnie również.

***
W następnym rozdziale pojawi się więcej Javiera. Obiecuję!

16 komentarzy:

  1. Nie potrafię sobie wyobrazić Nando w roli jej chłopaka. Albo stop- potrafię, ale nie chce :) Masche zabolało to, że przyszła z nim na mecz. Zdenerwował się chłopak co wpłynęło na jego agresywną gre :D rozdział cudny a bohaterka potrzebuje czasu, aby się przekonać, że Masche to ten jedyny! ;* czekam na next! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdenerwował się, to prawda. Tylko co teraz zrobi? :p

      Usuń
  2. No, no, bo w tym była go tylko odrobina! Dalej mnie korci czy faktycznie pomiędzy nią i Nando będzie coś więcej czy jakoś zakończy się zanim się zacznie? xd
    Czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz sama, czy coś będzie. Ja nic nie zdradzam! (bo byś mnie zabiła) ;*

      Usuń
    2. Czwóreczka! http://piensas-en-mi.blogspot.com
      Zapraszam! :)

      Usuń
  3. Nando jest miły itd., ale to nie Javi.. Mam nadzieję, że wszystko będzie po mojej myśli, ale to ty tutaj "rozdajesz" karty. ;D
    Czekam na kolejny rozdział I więcej Masche ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym będzie Mascherano, obiecuję! ;*

      Usuń
  4. Jasne, będę informować. ;) A swoim opisem mnie zaintrygowałaś, więc z całą pewnością wpadnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widząc dopisek pod rozdziałem, odpuszczę sobie lament o znikomej obecności Javiera w tym rozdziale. W tej kwestii całkowicie zdaję się na ciebie oraz twoją wyobraźnię, bo wierzę, że to wszystko zamierzone, a więc i cel swój ma.
    Nie skupiajmy się jednak na tym czego (kogo) brak, a na tym co jest. Kurcze. Uwielbiam twoje opisy meczu. Kojarzą mi się z komentatorką, co jest moją totalną słabością. Jeśli miałabym się wcielić w rolę komentatora, to zapewne lepsza okazałaby się nawet dogorywająca foka na wybrzeżu. Dlatego tak przyjemnie mi się słucha (tu czyta) komentarza w dobrym wykonaniu. :)
    Poza tym Nando.. ach, ten Nando. No fajny, fajny, ale biedny jest przeze mnie nieakceptowany. Jeszcze jako przyjaciel - w porządku, ale widzę, że kolega coś kombinuje, a to mi się nie podoba, o nie. Jestem team Javier, że tak powiem.
    A Alves.. Boże jedyny, ty go opisujesz dokładnie tak, jak ja sobie wyobrażam go jako człowieka prywatnie, hahaha
    Komentarz dosyć dziwny, godzina coraz późniejsza, remont w domu na dziś za mną, więc i procesy myślowe coraz wolniejsze. Nie wiem, co mogłabym dodać, ale zapewniam, że nie przestajesz mnie zachwycać.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam słabość do komentatorów i stąd właśnie te próby wcielenia się w nich. ;) Tak, ja też sobie tak Daniego wyobrażam.
      Mam nadzieję, że nie przestanę zachwycać - zarówno tu, jak i na kolejnych blogach. ;*

      Usuń
  6. Hej, hej, hej! :D
    Muszę Ci powiedzieć, że poszalałaś z tym rozdziałem. :D
    Jestem niebywale oczarowana! ^^
    Podoba mi się absolutnie wszystko. ;)
    Trzeba przyznać, że ta znajomość z Nando naprawdę kwitnie. ^^ Czym zaowocuje? Mam nadzieję, że przekonamy się niebawem. ;)
    Nic dziwnego, że nasza bohaterka ma taki mętlik w głowie. Otaczają ją naprawdę wspaniali ludzie, wspaniali mężczyźni. Którego powinna wybrać? To powinno jej podpowiedzieć serce. ;)
    Ten jogging z Nando, bardzo mi się podoba. :D I ten buziak! *o* Rozpływam się pod wpływem jego słodkości, no! ♥
    Nieźle zaskoczyła go tym meczem i "znajomościami". :P Ale nie oszukujmy się, każdy chciałby mieć taką znajomą, prawda? :P No,w każdym razie ja. xD
    Twoje opisy są wspaniałe! :D Mam nadzieję, że jeszcze wiele meczów tutaj "zobaczę". :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi z tego powodu miło. :) Nando jest słodki, ale czy coś z tego będzie?
      Opisy meczów mogę opisać, choć nie wiem, czy jeszcze na tym blogu. Ale na następnych na pewno. ;D
      Buziaki ;*

      Usuń
    2. Hej Kochana! ^^
      Zapraszam:
      http://wlasny-skrawek-nieba.blogspot.com/ :)
      Buziaki :*
      PS. Przepraszam za spam. :(

      Usuń
  7. A ja bym chciała zobaczyć Nando w roli jej chłopaka... Ale tylko na chwilę, bo i tak jestem za Javierem <33 czekam na net i więcej Maschee

    OdpowiedzUsuń