Siódma
trzydzieści rano. Budzę się i leniwie przeciągam. Strasznie boli mnie szyja.
– O, cholera! – krzyczę sama do siebie – Spóźnię
się!
Jak
oparzona zeskakuję z kanapy i pędzę do łazienki. No tak – upiłam się, a potem
zasnęłam. I przespałam… czternaście godzin!!! Szybko doprowadzam się do
porządku, ubieram mini od Valentino – dosyć grzeczną – góra wygląda jak zwykła
biała koszula z kołnierzykiem, a dół jak czarna, rozkloszowana spódnica z
pomarańczowym paskiem na dole. Do tego balerinki, torebka, teczka z dokumentami
i wybiegam z mieszkania. Nie mogę się przecież spóźnić!
Dwie
minuty przed czasem wpadam do siedziby banku. Nie mam pojęcia, jak udało mi się
tego dokonać. Na szczęście spotkanie toczy się po mojej myśli. Podpisuję
odpowiednie papiery i opuszczam budynek. Rozglądam się na boki i zakładam
pospiesznie okulary przeciwsłoneczne. Uwielbiam upał i słońce, ale moje oczy
już za tym tak bardzo nie przepadają i buntują się poprzez wieczorne łzawienie.
Ruszam w stronę najbliższej kawiarni, która znajduje się po drugiej stronie
ruchliwej ulicy. Widzę, że zaraz światło zmieni kolor na czerwony, więc
przyspieszam. Niestety moje starania idą na marne, ponieważ niespodziewanie
trafiam na przeszkodę na mojej drodze. Tą przeszkodą jest wysoki, umięśniony
brunet o zniewalającym uśmiechu. Po zderzeniu moja teczka ląduje na chodniku.
Chłopak natychmiast schyla się, by ją podnieść.
– Nic ci nie jest? – pyta troskliwie.
– Nie. Przepraszam, niezdara ze mnie. Nie jestem
w stanie normalnie funkcjonować bez porannej dawki kofeiny – śmieję się.
– I idziesz do kawiarni? – kiwam głową na
potwierdzenie – Więc pozwól, że cię odprowadzę. Nie chcę, żebyś na coś „wpadła”
na ulicy. – wystawia w moją stronę ramię, które po chwili chwytam – A tak w
ogóle to jestem Fernando. Dla przyjaciół Nando – uśmiecha się.
– Anastazja. Dla przyjaciół Ana.
Wchodzimy
razem do niewielkiego lokalu, w którym wręcz ożywam zaciągając się zapachem
świeżo zmielonej kawy. Siadamy przy jednym ze stolików i zamawiamy u kelnerki
frappe.
– Opowiesz mi coś o sobie? – pyta.
– Od czego by tu zacząć… – udaję, że się
zastanawiam i oboje parskamy śmiechem – Jestem Polką, ale w Barcelonie mieszkam
od początku roku. Prowadzę tutaj filię rodzinnej firmy, że się tak wyrażę.
Zaczęło się od pomagania wujkowi w biurze. A skończyło się na przeprowadzce
tutaj. – wzdycham – Co jeszcze… Jestem jedynaczką, skończyłam zarządzanie. A, i
kocham piłkę nożną. Twoja kolej.
– No więc mam dwadzieścia sześć lat. Pochodzę z
Terrasy, ale tutaj studiowałem i już tu zostałem. Po praktykach załapałem się
do pracy w jednej ze szkół i jakoś tak leci. Ja z kolei kocham motory, ale
piłka nożna to oczywiście też świętość w moim domu rodzinnym.
– W szkole? Czego uczysz?
– Wychowania fizycznego.
– Podziwiam. Musisz być w dobrej kondycji przez
cały czas. Ja kiedyś próbowałam biegać, ale po jakichś trzech miesiącach mi się
znudziło. Nie mam chyba silnej woli.
– Zawsze służę pomocą w motywacji. – mruga porozumiewawczo
– Z kimś łatwiej o dyscyplinę. To jak? Dasz się namówić na wspólny jogging?
– Ale musisz być przygotowany na to, że czasem
już o ósmej rano muszę być na spotkaniu na drugim końcu miasta – ostrzegam.
– W porządku. Musisz wiedzieć, że ja czasem o ósmej
rano mam lekcje. – zanosimy się śmiechem. Spoglądam na zegarek i robię wielkie
oczy – Coś się stało?
– Za pół godziny muszę być na drugim końcu
miasta. Mam spotkanie z właścicielem sieci hoteli. Trzymaj kciuki, żebym się
nie spóźniła. – posyłam mu szeroki uśmiech – A tutaj masz moją wizytówkę.
Dzwoń, kiedy idziemy biegać. Pa!
Wybiegam
z kawiarenki i szybko wsiadam do samochodu. Zapinam pas i płynnie włączam się
do ruchu. Jadę nieco naginając przepisy, ale czymże jest mandat w porównaniu z
wynagrodzeniem za zlecenie? Takich liczb nawet nie powinno się porównywać.
Denerwuję się, kiedy stoję na którychś z kolei czerwonych światłach. Decyduję
się na zjazd z głównej drogi. Nadrobię trochę kilometrów, ale przy dobrych
wibracjach dotrę na spotkanie o czasie.
*
Wychodzę
spod prysznica odziana jedynie w szary ręcznik, z turbanem na głowie, wyciągam
z szafy piżamę. Szybko się przebieram i zrezygnowana rzucam się na łóżko. O
ludzie, jaka ja jestem zmęczona. Większość myśli, że taki prezes to ma fajnie,
bo tylko siedzi i nic nie robi, a zgarnia miesięcznie niezłą sumkę. Cóż,
pieniądze może i faktycznie nie są małe, ale z tym siedzeniem to mi się chyba
jeszcze nigdy nie przydarzyło. Zawsze mam mnóstwo rzeczy do załatwienia czy
wykonania. A jak już się ze wszystkim wyrobię i mam nadzieję na chwilę
odpoczynku, ktoś znowu donosi mi albo nowe papiery, albo zlecenia, albo
problemy. Do wyboru, do koloru. Moja praca naprawdę jest wymagająca. Doba
wydaje mi się być zbyt krótka. Sama już nie wiem, czy mają tak wszyscy, czy ja
po prostu jestem aż taką cholerną perfekcjonistką, która sama musi dopilnować,
żeby nawet najmniejszy szczegół był dopięty na ostatni guzik. Oczywiście w moim
zwariowanym przypadku nawet nie ma mowy o urlopie. Odkąd związałam się z firmą
wujka, nigdy jeszcze nie miałam dnia wolnego. Ba, ja nawet z chorobą przychodzę
do pracy. Inaczej nie potrafię. A może nie chcę potrafić? Może tak naprawdę
boję się samotności, a w firmie mi to nie grozi? Tam nie muszę myśleć o moim
życiu prywatnym. Co wcale nie oznacza, że mi się to czasem nie zdarza – na
przykład przy gorszym dniu.
Z
letargu wyrywa mnie dopiero sygnał nadchodzącej wiadomości. Mam nadzieję, że to
nie Javier. Odblokowuję telefon i klikam na migającą kopertę.
„Hej,
roztargniona ślicznotko. :) Mam nadzieję, że na nic – ani nikogo – dzisiaj nie
wpadłaś? ;)”
„Hej, przystojniaku. A wiesz, jakoś tak
się złożyło, że wypiłam rano kawę jeszcze w domu i jestem cała i zdrowa. I nic
na mojej drodze nie ucierpiało ;D”
„Uff…
:p A jak tam Twoja motywacja? Kiedy idziemy biegać?”
„Hmm… Myślę, że jak piekło zamarznie –
to byłby dobry moment ;)”
„Obiecałaś.
:( Podaj mi swój adres.”
„Po co? :o”
„
Żebym wiedział, gdzie mam być jutro o szóstej rano? :D”
„ Że o której?! Nie ma opcji, że wstanę
o piątej. Wpół do siódmej? ^_^”
„
Niech stracę. Wpół do siódmej widzę Cię na parkingu. I zabierz ze sobą picie.
Uwierz mi, przyda Ci się.”
„ Ok, trenerze. Będę. Do jutra. :)”
Wysyłam mu jeszcze adres i z uśmiechem na ustach gaszę
światło, po czym wskakuję pod kołderkę i odpływam do Krainy Morfeusza.
***
Co powiecie o Nando? :)
PS To już półmetek tej historii.
Jestem!
OdpowiedzUsuńFajny Fernando, ale ja się do niego nie przekonałam, że tak powiem. Zdecydowanie bardziej kibicuję komu innemu (dosłownie i w przenośni).. :)
Historia oczywiście urzekająca, jak zwykle zresztą, a rozdział mi gdzieś szybciutko uciekł i z niecierpliwością czekam na kolejny. Hasło "półmetek" zarówno mnie martwi, jak i cieszy - co ze mną nie tak? Masz już coś w planach na później, czy chwila przerwy po tym opowiadaniu?
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia :)
Co do przyszłości... Jeśli znajdą się chętni, mam pomysł na nową historię, ale nie wiem, jak to wyjdzie, bo zaczynam studia. Niemniej jednak, jeśli będziecie chciały, postaram się, by to wypaliło. ;)
UsuńBuziaki ;*
Och, ja na pewno z chęcią będę śledzić twoje poczynania, ale rzeczywiście - studia rzecz ważna. W razie potrzeby poczekam tyle, ile trzeba. Naprawdę przyjemnie się czyta to, co tworzysz. :)
UsuńNo i powodzenia w tym nowym dla ciebie etapie! Zdolna jesteś, więc nie wątpię, że dasz radę!
Mam nadzieję, że będzie dobrze i uda mi się to, co sobie zamierzyłam. :)
UsuńZatem trzymam za powodzenie tych zamierzeń kciuki!
UsuńA wolnej chwili zapraszam na trójkę: https://nigdy-dotad.blogspot.com/2016/08/rozdzia-3.html i życzę miłego dnia :)
Nie chce żadnego Nando tylko Javiera. ;D mam nadzieję, że będzie to tylko kolega i nikt więcej.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już półmetek, ale trzeba się z tym pogodzić.
Czekam na kolejny <3
Nando się jeszcze pojawi :p
UsuńJuż połowa? Nieźle! Ale gdzie Javier?
OdpowiedzUsuńCzyżby Nando okazał się nowym amantem dziewczyny?
Będzie zazdrość :D Ciekawe co tam dalej wymyślisz...
Czekam!
Javier... Będzie. Wkrótce. :p Wiesz, że ja uwielbiam zazdrość. ;)
UsuńNando wydaje się w porządku, ale tylko i wyłącznie jako przyjaciel od joggingu :D ale znając Ciebie nie wprowadziłaś tej postaci bezinteresownie, więc zostaje mi czekać :D wspólnie bieganie może zbliżać ludzi. Czego jestem pewna? Tego, że pojawi się zazdrość, gdy Javier się dowie ;) czekam! :*
OdpowiedzUsuńNando z pewnością będzie się jeszcze pojawiał, ale jako kto? Nie potwierdzam, że coś namiesza. ;-
UsuńWow! :D
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! ^^
Intrygujący jest ten Fernando.... ;)
Wydaje się być bardzo miłym chłopakiem. W sumie okoliczności w jakich poznali się z Aną nie są normalne... mnie osobiście nieco to rozbawiło. ^^ I cieszę się, że żadne z nich nie naskoczyło na drugie, tylko potraktowali się tak ciepło... A co do porannej dawki kofeiny to doskonale rozumiem naszą bohaterkę. ;)
Nando biegacz? Może to byłaby jakaś fajna odskocznia dla naszej bohaterki? Wyjść z domu i porządnie się zmęczyć? Może wtedy wszystko jakoś inaczej by się jej układało?
Kurczę, fakt faktem - ma dziewczyna szczęście. Tylu mężczyzn się wokół niej kręci, ze ojej! :D
Jestem ciekawa, jak wyjdzie ten poranny jogging... Ciekawe w jakiej formie jest Anastazja. ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
Buziaki ;*
Tak, tak cecha Any jest też moją. :D Wszystkiego dowiesz się już niebawem. ;*
UsuńJaki półmetek. Gdzie półmetek? No nie... Okej. Rozdział cudo. Nawet się nie zorientowałam kiedy go skończyłam. Kocham czytać to co tworzysz. Przy tobie mam kompleksy hahahah. <3 ;D Fernando? Może być, jednak preferuje Masche i mam nadzieję, że bohaterka także, no a jeśli nie to ja go biorę :D czekam na next <3
OdpowiedzUsuńOkay, zapamiętam, że go zaklepujesz. :p
UsuńFernando wydaje się spoko gość, ale nie wiedzieć czemu mam co do niego złe przeczucia. Zna jeden dzień, a już o adres prosi :D
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że jednak tylko ja jestem takim czarnowidzem i nic złego z tego nie wyjdzie i że faktycznie chodzi tylko o bieganie.
Jak czytelniczki wyżej ja też kibicuję komu innego, jeżeli chodzi i życie miłosne Any :D
Nie zdradzę zamiarów Nando. ;p Ale Masche zachwycony nie będzie. :D
Usuń