piątek, 5 sierpnia 2016

VII

                Siódma trzydzieści rano. Budzę się i leniwie przeciągam. Strasznie boli mnie szyja.
– O, cholera! – krzyczę sama do siebie – Spóźnię się!
                Jak oparzona zeskakuję z kanapy i pędzę do łazienki. No tak – upiłam się, a potem zasnęłam. I przespałam… czternaście godzin!!! Szybko doprowadzam się do porządku, ubieram mini od Valentino – dosyć grzeczną – góra wygląda jak zwykła biała koszula z kołnierzykiem, a dół jak czarna, rozkloszowana spódnica z pomarańczowym paskiem na dole. Do tego balerinki, torebka, teczka z dokumentami i wybiegam z mieszkania. Nie mogę się przecież spóźnić!
                Dwie minuty przed czasem wpadam do siedziby banku. Nie mam pojęcia, jak udało mi się tego dokonać. Na szczęście spotkanie toczy się po mojej myśli. Podpisuję odpowiednie papiery i opuszczam budynek. Rozglądam się na boki i zakładam pospiesznie okulary przeciwsłoneczne. Uwielbiam upał i słońce, ale moje oczy już za tym tak bardzo nie przepadają i buntują się poprzez wieczorne łzawienie. Ruszam w stronę najbliższej kawiarni, która znajduje się po drugiej stronie ruchliwej ulicy. Widzę, że zaraz światło zmieni kolor na czerwony, więc przyspieszam. Niestety moje starania idą na marne, ponieważ niespodziewanie trafiam na przeszkodę na mojej drodze. Tą przeszkodą jest wysoki, umięśniony brunet o zniewalającym uśmiechu. Po zderzeniu moja teczka ląduje na chodniku. Chłopak natychmiast schyla się, by ją podnieść.
– Nic ci nie jest? – pyta troskliwie.
– Nie. Przepraszam, niezdara ze mnie. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować bez porannej dawki kofeiny – śmieję się.
– I idziesz do kawiarni? – kiwam głową na potwierdzenie – Więc pozwól, że cię odprowadzę. Nie chcę, żebyś na coś „wpadła” na ulicy. – wystawia w moją stronę ramię, które po chwili chwytam – A tak w ogóle to jestem Fernando. Dla przyjaciół Nando – uśmiecha się.
– Anastazja. Dla przyjaciół Ana.
                Wchodzimy razem do niewielkiego lokalu, w którym wręcz ożywam zaciągając się zapachem świeżo zmielonej kawy. Siadamy przy jednym ze stolików i zamawiamy u kelnerki frappe.
– Opowiesz mi coś o sobie? – pyta.
– Od czego by tu zacząć… – udaję, że się zastanawiam i oboje parskamy śmiechem – Jestem Polką, ale w Barcelonie mieszkam od początku roku. Prowadzę tutaj filię rodzinnej firmy, że się tak wyrażę. Zaczęło się od pomagania wujkowi w biurze. A skończyło się na przeprowadzce tutaj. – wzdycham – Co jeszcze… Jestem jedynaczką, skończyłam zarządzanie. A, i kocham piłkę nożną. Twoja kolej.
– No więc mam dwadzieścia sześć lat. Pochodzę z Terrasy, ale tutaj studiowałem i już tu zostałem. Po praktykach załapałem się do pracy w jednej ze szkół i jakoś tak leci. Ja z kolei kocham motory, ale piłka nożna to oczywiście też świętość w moim domu rodzinnym.
– W szkole? Czego uczysz?
– Wychowania fizycznego.
– Podziwiam. Musisz być w dobrej kondycji przez cały czas. Ja kiedyś próbowałam biegać, ale po jakichś trzech miesiącach mi się znudziło.  Nie mam chyba silnej woli.
– Zawsze służę pomocą w motywacji. – mruga porozumiewawczo – Z kimś łatwiej o dyscyplinę. To jak? Dasz się namówić na wspólny jogging?
– Ale musisz być przygotowany na to, że czasem już o ósmej rano muszę być na spotkaniu na drugim końcu miasta – ostrzegam.
– W porządku. Musisz wiedzieć, że ja czasem o ósmej rano mam lekcje. – zanosimy się śmiechem. Spoglądam na zegarek i robię wielkie oczy – Coś się stało?
– Za pół godziny muszę być na drugim końcu miasta. Mam spotkanie z właścicielem sieci hoteli. Trzymaj kciuki, żebym się nie spóźniła. – posyłam mu szeroki uśmiech – A tutaj masz moją wizytówkę. Dzwoń, kiedy idziemy biegać. Pa!
                Wybiegam z kawiarenki i szybko wsiadam do samochodu. Zapinam pas i płynnie włączam się do ruchu. Jadę nieco naginając przepisy, ale czymże jest mandat w porównaniu z wynagrodzeniem za zlecenie? Takich liczb nawet nie powinno się porównywać. Denerwuję się, kiedy stoję na którychś z kolei czerwonych światłach. Decyduję się na zjazd z głównej drogi. Nadrobię trochę kilometrów, ale przy dobrych wibracjach dotrę na spotkanie o czasie.

*

                Wychodzę spod prysznica odziana jedynie w szary ręcznik, z turbanem na głowie, wyciągam z szafy piżamę. Szybko się przebieram i zrezygnowana rzucam się na łóżko. O ludzie, jaka ja jestem zmęczona. Większość myśli, że taki prezes to ma fajnie, bo tylko siedzi i nic nie robi, a zgarnia miesięcznie niezłą sumkę. Cóż, pieniądze może i faktycznie nie są małe, ale z tym siedzeniem to mi się chyba jeszcze nigdy nie przydarzyło. Zawsze mam mnóstwo rzeczy do załatwienia czy wykonania. A jak już się ze wszystkim wyrobię i mam nadzieję na chwilę odpoczynku, ktoś znowu donosi mi albo nowe papiery, albo zlecenia, albo problemy. Do wyboru, do koloru. Moja praca naprawdę jest wymagająca. Doba wydaje mi się być zbyt krótka. Sama już nie wiem, czy mają tak wszyscy, czy ja po prostu jestem aż taką cholerną perfekcjonistką, która sama musi dopilnować, żeby nawet najmniejszy szczegół był dopięty na ostatni guzik. Oczywiście w moim zwariowanym przypadku nawet nie ma mowy o urlopie. Odkąd związałam się z firmą wujka, nigdy jeszcze nie miałam dnia wolnego. Ba, ja nawet z chorobą przychodzę do pracy. Inaczej nie potrafię. A może nie chcę potrafić? Może tak naprawdę boję się samotności, a w firmie mi to nie grozi? Tam nie muszę myśleć o moim życiu prywatnym. Co wcale nie oznacza, że mi się to czasem nie zdarza – na przykład przy gorszym dniu.
                Z letargu wyrywa mnie dopiero sygnał nadchodzącej wiadomości. Mam nadzieję, że to nie Javier. Odblokowuję telefon i klikam na migającą kopertę.
„Hej, roztargniona ślicznotko. :) Mam nadzieję, że na nic – ani nikogo – dzisiaj nie wpadłaś? ;)”

„Hej, przystojniaku. A wiesz, jakoś tak się złożyło, że wypiłam rano kawę jeszcze w domu i jestem cała i zdrowa. I nic na mojej drodze nie ucierpiało ;D”

„Uff… :p A jak tam Twoja motywacja? Kiedy idziemy biegać?”

„Hmm… Myślę, że jak piekło zamarznie – to byłby dobry moment ;)”

„Obiecałaś. :( Podaj mi swój adres.”

„Po co? :o”

„ Żebym wiedział, gdzie mam być jutro o szóstej rano? :D”

„ Że o której?! Nie ma opcji, że wstanę o piątej. Wpół do siódmej? ^_^”

„ Niech stracę. Wpół do siódmej widzę Cię na parkingu. I zabierz ze sobą picie. Uwierz mi, przyda Ci się.”

„ Ok, trenerze. Będę. Do jutra. :)”

                Wysyłam mu jeszcze adres i z uśmiechem na ustach gaszę światło, po czym wskakuję pod kołderkę i odpływam do Krainy Morfeusza.

***
Co powiecie o Nando? :)
PS To już półmetek tej historii.

17 komentarzy:

  1. Jestem!
    Fajny Fernando, ale ja się do niego nie przekonałam, że tak powiem. Zdecydowanie bardziej kibicuję komu innemu (dosłownie i w przenośni).. :)
    Historia oczywiście urzekająca, jak zwykle zresztą, a rozdział mi gdzieś szybciutko uciekł i z niecierpliwością czekam na kolejny. Hasło "półmetek" zarówno mnie martwi, jak i cieszy - co ze mną nie tak? Masz już coś w planach na później, czy chwila przerwy po tym opowiadaniu?
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do przyszłości... Jeśli znajdą się chętni, mam pomysł na nową historię, ale nie wiem, jak to wyjdzie, bo zaczynam studia. Niemniej jednak, jeśli będziecie chciały, postaram się, by to wypaliło. ;)
      Buziaki ;*

      Usuń
    2. Och, ja na pewno z chęcią będę śledzić twoje poczynania, ale rzeczywiście - studia rzecz ważna. W razie potrzeby poczekam tyle, ile trzeba. Naprawdę przyjemnie się czyta to, co tworzysz. :)
      No i powodzenia w tym nowym dla ciebie etapie! Zdolna jesteś, więc nie wątpię, że dasz radę!

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że będzie dobrze i uda mi się to, co sobie zamierzyłam. :)

      Usuń
    4. Zatem trzymam za powodzenie tych zamierzeń kciuki!
      A wolnej chwili zapraszam na trójkę: https://nigdy-dotad.blogspot.com/2016/08/rozdzia-3.html i życzę miłego dnia :)

      Usuń
  2. Nie chce żadnego Nando tylko Javiera. ;D mam nadzieję, że będzie to tylko kolega i nikt więcej.
    Szkoda, że to już półmetek, ale trzeba się z tym pogodzić.
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już połowa? Nieźle! Ale gdzie Javier?
    Czyżby Nando okazał się nowym amantem dziewczyny?
    Będzie zazdrość :D Ciekawe co tam dalej wymyślisz...
    Czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Javier... Będzie. Wkrótce. :p Wiesz, że ja uwielbiam zazdrość. ;)

      Usuń
  4. Nando wydaje się w porządku, ale tylko i wyłącznie jako przyjaciel od joggingu :D ale znając Ciebie nie wprowadziłaś tej postaci bezinteresownie, więc zostaje mi czekać :D wspólnie bieganie może zbliżać ludzi. Czego jestem pewna? Tego, że pojawi się zazdrość, gdy Javier się dowie ;) czekam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nando z pewnością będzie się jeszcze pojawiał, ale jako kto? Nie potwierdzam, że coś namiesza. ;-

      Usuń
  5. Wow! :D
    Rozdział genialny! ^^
    Intrygujący jest ten Fernando.... ;)
    Wydaje się być bardzo miłym chłopakiem. W sumie okoliczności w jakich poznali się z Aną nie są normalne... mnie osobiście nieco to rozbawiło. ^^ I cieszę się, że żadne z nich nie naskoczyło na drugie, tylko potraktowali się tak ciepło... A co do porannej dawki kofeiny to doskonale rozumiem naszą bohaterkę. ;)
    Nando biegacz? Może to byłaby jakaś fajna odskocznia dla naszej bohaterki? Wyjść z domu i porządnie się zmęczyć? Może wtedy wszystko jakoś inaczej by się jej układało?
    Kurczę, fakt faktem - ma dziewczyna szczęście. Tylu mężczyzn się wokół niej kręci, ze ojej! :D
    Jestem ciekawa, jak wyjdzie ten poranny jogging... Ciekawe w jakiej formie jest Anastazja. ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak cecha Any jest też moją. :D Wszystkiego dowiesz się już niebawem. ;*

      Usuń
  6. Jaki półmetek. Gdzie półmetek? No nie... Okej. Rozdział cudo. Nawet się nie zorientowałam kiedy go skończyłam. Kocham czytać to co tworzysz. Przy tobie mam kompleksy hahahah. <3 ;D Fernando? Może być, jednak preferuje Masche i mam nadzieję, że bohaterka także, no a jeśli nie to ja go biorę :D czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Fernando wydaje się spoko gość, ale nie wiedzieć czemu mam co do niego złe przeczucia. Zna jeden dzień, a już o adres prosi :D
    Miejmy nadzieję, że jednak tylko ja jestem takim czarnowidzem i nic złego z tego nie wyjdzie i że faktycznie chodzi tylko o bieganie.
    Jak czytelniczki wyżej ja też kibicuję komu innego, jeżeli chodzi i życie miłosne Any :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdradzę zamiarów Nando. ;p Ale Masche zachwycony nie będzie. :D

      Usuń