– Dobra, mam już chyba wszystko – mówię z
satysfakcją do mojej przyjaciółki, która właśnie siedzi na sofie.
– Wiesz, co robisz? Naprawdę chcesz tam wyjechać?
A raczej wrócić? – pyta mnie już chyba po raz setny dzisiaj.
– Tak. Poprowadzę wujkowi firmę. Będę mogła się
spełnić zawodowo.
– Ale przecież to fotografia była zawsze twoją
pasją – ciągnie swój wywód.
– I dalej tak jest, tylko nie mam na to czasu.
Zwłaszcza teraz, kiedy mam na głowie przeprowadzkę i rozkręcenie interesu za
granicą. – zajmuję miejsce obok niej – Wszystko będzie dobrze. Będziemy w
kontakcie – pocieszam ją.
– Pewnie – mruczy i pomaga mi zapiąć walizkę.
*
Pierwszy
stycznia. Godzina piętnasta piętnaście. Od dziesięciu minut znajduję się na
lotnisku w stolicy Katalonii. Zmierzam w kierunku oszklonego wyjścia. Zarzucam
włosy do tyłu i robię krok. Jest to ostateczny krok. Teraz nie ma odwrotu.
Taksówkarz zawozi mnie pod wynajęte mieszkanie. Otwieram drzwi, rozglądam się i
postawiam rozpakować moje rzeczy. Trzeba tu wszystko urządzić. Jutro pójdę do
pobliskiego sklepu wnętrzarskiego i coś wybiorę. Muszę też kupić kilka rzeczy
do biura.
Zakupy
to moja domena. Pewnie wkraczam do salonu meblowego. Wybieram kanapę, fotele,
artykuły dekoracyjne i takie tam. Podstawowe meble są już w moim domu, ponieważ
odpowiednio wcześniej je zamówiłam i mili panowie mi je zmontowali. Jeszcze
parę akcesoriów do firmy i do kasy. Meble zostaną dowiezione na podane przeze
mnie adresy nazajutrz przed południem.
Udaję się na parking,
wsiadam do auta i dziękuję Bogu za to, że mam takiego cudownego wuja, który na
dwudzieste drugie urodziny kupił mi samochód. Od zawsze był wiernym fanem Audi
i dlatego też właśnie siedzę w czarnym Audi A5 Coupe. Muszę przyznać, że
całkiem niezła maszyna z tego autka. Świetnie się prowadzi. Kierownica idealnie
wpasowuje się w moje dłonie. Mknę ulicami zatłoczonego miasta wsłuchując się w
bliskie memu sercu latynoskie rytmy, sączące się z radia. To jest muzyka, która
zawsze idealnie wpisuje się w mój nastrój. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale
tak po prostu jest.
*
Pierwszy miesiąc w
Barcelonie mija mi na zaznajomieniu się z zespołem, szkoleniem ich i robieniem
firmie reklamy. Muszę przyznać, że jestem w tym całkiem dobra. Mamy już kilku
kontrahentów. Na początek wystarczy. Co najważniejsze, jednym z klientów jest
właściciel kilku restauracji, a to oznacza spore zlecenie i konkretne
wynagrodzenie.
*
Czas płynie niebłagalnie
szybko. Jest już kwiecień. Dziś pierwszy dzień pracy po wielkanocnej przerwie.
Wchodzę do biura i siadam przed stertą dokumentów do przejrzenia i podpisania.
Po robocie papierkowej staję przy oknie i popijam kawę. Zastanawiam się nad kolejnym
przedsięwzięciem. Nagle doznaję olśnienia.
– No przecież! – mówię sama do siebie – Dlaczego
wcześniej na to nie wpadłam? Lorena! – wołam pracownicę.
– Tak, pani prezes?
– Załatw mi proszę numer do siedziby… – przerywam
w połowie wypowiedzi – Nie, po prostu umów mnie na spotkanie z panem Bartomeu.
– Z tym Bartomeu? – niedowierza.
– Tak. I powiedz, że to bardzo ważne. Masz
niesamowity dar przekonywania. Wierzę, że ci się uda – mrugam do niej.
Odprężam
się wygodnie siadając w fotelu, ale nie trwa to zbyt długo, bo Lora wparowuje
ponownie do mojego biura.
– Udało się! – cieszy się niezmiernie – Jutro o
jedenastej ma panienka spotkanie na Camp Nou.
– Dziękuję ci serdecznie. Jesteś nieoceniona.
Jeśli mój plan się powiedzie, dostaniesz podwyżkę. Okay, to w takim razie ja
idę przygotować się na jutrzejsze spotkanie. Nie ma mnie już dla nikogo. A chłopakom
powiedz, że będę o siódmej i sprawdzę stan przed załadowaniem, więc niech się
nie zapędzają. Do jutra!
– Do jutra.
*
Chcę
zrobić dobre wrażenie na spotkaniu, więc ubieram grzeczniutką sukienkę projektu
Victorii Beckham, która wygląda, jakby składała się z klasycznej spódnicy i
białej koszuli z ciekawym malunkiem. Do zestawu dobieram czarne szpilki, moją
ukochaną czarną Birkinkę i Ray Bany, ponieważ słońce daje dziś po oczach, że
się tak wyrażę. No w końcu mieszkam w Barcelonie! Tu jest zawsze ciepło. I
wcale na to nie narzekam.
Siedzę
na korytarzu i czekam, aż Bartomeu mnie przyjmie. Po kilku minutach moje prośby
zostają wysłuchane i miła starsza pani wskazuje mi głową na drzwi – to znak, że
mogę już wejść. Podnoszę się i pewnie wchodzę do gabinetu. Za biurkiem siedzi
około pięćdziesięcioletni mężczyzna w eleganckiej koszuli.
– Witam, Josep Maria Bartomeu– wyciąga w moją
stronę dłoń.
– Dzień dobry, Anastazja Milik. – uśmiecham się
delikatnie i zajmuję miejsce na fotelu – Dziękuję, że zgodził się pan na
spotkanie.
– A więc? Cóż to za sprawa? – pyta z ciekawością.
– Od stycznia tego roku prowadzę w Barcelonie
firmę i szukam kontrahentów. Pomyślałam, że zarząd mógłby być zainteresowany
naszymi usługami. Są państwo pierwszym klubem piłkarskim, o jakim pomyślałam.
– Czemu pomyślała pani akurat o FC Barcelonie?
– Bo poniekąd jestem związana z tą drużyną.
– Wierna fanka? – unosi brwi nie kryjąc
zdziwienia.
– Dokładnie – przytakuję.
– Dobrze, w takim razie proszę powiedzieć, czym
zajmuje się pani firma?
– Najprościej można to nazwać renowacją skór.
Meble, ubrania, akcesoria skórzane – przemalujemy, odnowimy, naprawimy. Proszę,
tutaj jest katalog z niektórymi naszymi zleceniami. Nasi pracownicy należą do
najlepszych w Europie. – Josep przegląda zdjęcia, a ja korzystając z okazji,
nawijam jak najęta – Z tego co widzę, mają tutaj państwo sporo skórzanych
mebli. W holu, w tym biurze, więc jak mniemam w pozostałych również. Dobrze
wiem, że takie meble są bardzo drogie, a trzeba je kupować średnio co kilka
lat. Zwłaszcza do takich miejsc jak te, ponieważ są bardzo mocno eksploatowane.
Renowacja jest więc dużo tańszą opcją.
– W gruncie rzeczy ma pani rację. Tylko dlaczego
przychodzi pani z tym do mnie?
– Ponieważ wiem, że ma pan spory wpływ na zarząd.
Myślę, że naprawdę moglibyśmy nawiązać owocną współpracę – zarówno dla mojej
firmy, jak i dla klubu. Proszę chociaż przemyśleć moją propozycję.
– A mógłbym prosić o jakieś cenniki?
– Każde zamówienie analizujemy z osobna, ale
tutaj są ceny orientacyjne. – podaję mu ulotkę i posyłam najpiękniejszy uśmiech,
na jaki udaje mi się zdobyć – Tutaj jest moja wizytówka. Proszę dzwonić
bezpośrednio do mnie, aby uniknąć niepotrzebnej zwłoki.
– Dobrze. Obiecuję, że to przemyślimy.
– W takim razie nie będę już zabierać panu więcej
cennego czasu. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
Opuszczam
Camp Nou i kieruję się do siedziby firmy. Spoglądam na zegarek – dochodzi
południe. Paco i Diego zaraz powinni być z powrotem. Nie mylę się. Kiedy parkuję moje kochane
autko, pracownicy właśnie wysiadają z busa i zbliżają się do mnie z wielkimi
uśmiechami.
– A wam co tak wesoło? – pytam podejrzliwie.
– A widzi pani, pani prezes. Cieszymy się, bo
klient powiedział, że świetnie się spisaliśmy i zasługujemy na premię za to
zlecenie – wyszczerzył się Paco.
– Doprawdy? Czyli mam to potraktować jako prośbę
o podwyżkę? – zaśmiałam się – Chodźcie do środka. – i wchodzę dumnie do
budynku, a za mną posłusznie podążają dwaj mężczyźni – Lorena, dołączysz? –
zapraszam ich do mojego biura i zaczynam wywód – No więc tak… Muszę przyznać,
że jestem bardzo zadowolona z waszej pracy i myślałam o podwyżkach, słyszysz
Paco? Mogę wam obiecać jedno. Prawdopodobnie teraz ważą się losy naszego
kolejnego kontraktu. Jeśli go dostaniemy i będą zadowoleni z naszej pracy
podniosę wam pensje.
– A co to za kontrahent? – ciekawi się Diego.
– FC Barcelona. Ale na razie nie zapeszajmy. Jak
będę coś wiedziała, to od razu was poinformuję. No, a teraz zapraszam do pracy
– posyłam im ciepły uśmiech.
*
Kolejny
samotny wieczór w moim pięknym mieszkanku. No właśnie. Mieszkam w Barcelonie
już od kilku miesięcy, a nadal nie mam tu nikogo bliskiego. Nikogo, komu
mogłabym się wygadać. Poznałam tylko dwie sąsiadki z mojego apartamentowca (bo
chyba należałoby nazwać ten budynek), moich pracowników i kilka osób z branży.
Moje życie towarzyskie znowu znajduje się na poziomie poniżej zera.
Nie zawsze taka byłam. Niegdyś
często chodziłam na imprezy z przyjaciółmi, cieszyłam się życiem. Ale po
powrocie z wymiany studenckiej zamknęłam się w sobie. Cholernie brakowało mi
moich kochanych piłkarzy i Javiera. Za dziewczynami też tęskniłam. Zdążyłam się
do nich wszystkich przywiązać. Do dziś żałuję, że podjęłam taką, a nie inną
decyzję.
Ale co poradzić? Czasu
nie da się cofnąć… A może to i dobrze? Bo prawdziwa miłość oznacza, że zależy Ci
na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to,
przed jak bolesnymi wyborami stajesz…
Czasem
zastanawiam się nad samym sensem miłości. Dlaczego Pan Bóg zsyła na nas takie
uczucie? Lubi patrzeć, jak się męczymy, cierpimy? W czasie rozmów na ten temat
często słyszę, że lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierz mi,
wcale nie lepiej. Do diabła! Ludzie, nie pokazujcie mi raju, żeby potem go
spalić!
Podobno zawsze na świecie
ktoś na kogoś czeka. Ja już w to po prostu nie wierzę. Czuję, że jestem na tej
planecie zupełnie sama i to się nigdy nie zmieni. Firma, kontakty, pieniądze –
to jest moje życie. Ale czymże jest ludzki żywot pozbawiony miłości? Z własnego
doświadczenia mogę Ci zdradzić, że jest bezbarwny, pusty, a szczęście staje się
jedynie pozorem. Prawda jest taka, że każdy potrzebuje kotwicy. Jakiejś małej
rzeczy, która zmusza Cię do pozostania w miejscu, nakłania do walki. Kiedy
jesteś sama, to wszystko traci sens. Nie masz najzwyczajniej w świecie siły.
Sama nie dasz rady stawić czoła całemu światu. Nie, kiedy nie ma Go przy Tobie…
W 100% identyfikuje się z ostatnim fragmentem.
OdpowiedzUsuńOdnośnie całego rozdziału jest bardzo fajny, ale czekam na rozwój wydarzeń, Javiego, jakiś kontakt z piłkarzami. Wiem, że muszę być cierpliwa, ale ja tak tego nie lubię. ;D
Do następnego ;*
Ja naprawdę mam już nadzieję, że w następnym rozdziale spotka swoich ukochanych piłkarzy :D Już trochę siedzi w tej Barcelonie i powinna się przełamać i odnowić stare kontakty :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny i rozdział i przy okazji zapraszam na kolejny do siebie ;*
http://piensas-en-mi.blogspot.com
Rozdział super, końcówka idealna :) czekam na rozwój wydarzeń. Gdy FC Barcelona zacznie współprace z jej firmą, na pewno nie unikną spotkania :) czekam na next :*
OdpowiedzUsuńMelduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, przepraszam ogromnie, że nie było mnie pod poprzednimi rozdziałami jak i na utraconym. Przeczytałam, na komentarz się zdobędę pewnie niedługo - daj mi to ułożyć sobie w głowie.
Jest mi strasznie źle z tym, że dopiero znalazłam to opowiadanie, bo wszystko co wychodzi spod Twojej ręki jest po prostu cudowne! Naprawdę, kolejne opowiadanie Twojego autorstwa, które powala na kolana. I wiesz co? Podziwiam, że wykreowałaś dwie zupełnie różne postacie, zazwyczaj autorzy pozostają w jednej postaci przez całą swoją karierę i ma się wrażenie jakby czytało się cały czas historię tego samego człowieka (Przynajmniej takie odnoszę wrażenie) a tutaj! Anastazja jest kompletnie inną osobą i bardzo mi się to podoba :D
Jeśli natomiast chodzi o treść, nie jestem przekonana co do Barcelony, cenię ich, ale nie jestem ogromną fanką natomiast u Ciebie chłopaki zawsze są super, więc nie mogę się doczekać jak wykreowałaś ich w tym opowiadaniu. (Boże czyżbym przekonywała się do nich?)
I no muszę przyznać, że Anastazja to taka "kobitka z charakterem". Kiedy czytam mam przed oczami moją wuefistkę z podstawówki jeszcze! Lata świetlne temu XD no mniejsza z tym, bardzo mi się podoba ta postać. Naprawdę! Wiele poświęciła w życiu, ale chyba powinna wrócić i spróbować odnowić kontakty z ludźmi, których kochała.
I mam nadzieję, że stanie się to zaraz po tym jak podpisze kontrakt z FC Barceloną. No to by było na tyle, mam nadzieję, że będę już zawsze na czas :D
Życzę dużo weny! :D
Pozdrawiam cieplutko♥
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńNa twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkiem, ale zapewniam, że zostaję. Javier? Pierwszy fanfic, jaki o nim czytam. Mega plus za ten fakt! Drugi za Barcelonę. Trzeci za to, jak piszesz...
I tak można by wymieniać do jutra te plusy! Niezmiernie podoba mi się twoje opowiadanie. Jest napisane tak, że nic tylko czytać i nie odrywać się od bloga. To też zrobiłam. Zasiadłam, przeczytałam i.. co ja mam teraz robić, no co?
Nie mogę już się doczekać kolejnego rozdziału! Czuję, że jeszcze nie raz mnie tu wzruszysz, ale i rozśmieszysz.
Mogłabyś mnie informować o nowościach? Oczywiście bloga już mam w zakładkach, ale wiadomo - przezorny zawsze ubezpieczony, żadnym bogiem nie jestem, więc przeoczyć mogę, a tego naprawdę bym nie chciała.
Tymczasem życzę udanego popołudnia!
W wolnej chwili zapraszam do siebie, jeśli nie masz ochoty, to nie zmuszam.
Tu piłkarskie, również związane z FCB (nigdy-dotad.blogspot.com), a tu bardziej prywatnie i osobiście, aczkolwiek też będzie przejawiać się motyw piłki nożnej - jakżeby inaczej, skoro to nieodłączny fragment mojego żywota, huh? (bezkresny-ocean.blogspot.com)
Mocno ściskam i pozdrawiam!
Heja!
UsuńOczywiście wpadnę na Twoje opo. ;)
A jeśli nie możesz się doczekać czegoś u mnie, zapraszam do poczytania moich ostatnich "dzieł". Podrzucam linki:
http://life-has-already-bit-me.blogspot.com/
http://utracony371.blogspot.com/
Będę Cię informować, możesz być spokojna. ;)
Buziaki ;*
O kurcze, cudownie! Serdecznie dziękuję za linki i zabieram się za czytanie :)
UsuńHej Kochana! :)
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, bardzo mnie zaciekawił i pochłonął od początku do końca. ♥
Współpraca Barcy z firmą bohaterki? Świetny pomysł, ale jeśli ona nadal będzie się chciała ukrywać to nie wiem czy jest taki cudowny... Myślę, że po takim czasie powinna się już troszkę zaaklimatyzować i wyjść z cienia. ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
Buziaki ;*
Jest genialnie, więc idę czytać dalej <3
OdpowiedzUsuń