czwartek, 7 lipca 2016

III

– Dobra, mam już chyba wszystko – mówię z satysfakcją do mojej przyjaciółki, która właśnie siedzi na sofie.
– Wiesz, co robisz? Naprawdę chcesz tam wyjechać? A raczej wrócić? – pyta mnie już chyba po raz setny dzisiaj.
– Tak. Poprowadzę wujkowi firmę. Będę mogła się spełnić zawodowo.
– Ale przecież to fotografia była zawsze twoją pasją – ciągnie swój wywód.
– I dalej tak jest, tylko nie mam na to czasu. Zwłaszcza teraz, kiedy mam na głowie przeprowadzkę i rozkręcenie interesu za granicą. – zajmuję miejsce obok niej – Wszystko będzie dobrze. Będziemy w kontakcie – pocieszam ją.
– Pewnie – mruczy i pomaga mi zapiąć walizkę.

*

                Pierwszy stycznia. Godzina piętnasta piętnaście. Od dziesięciu minut znajduję się na lotnisku w stolicy Katalonii. Zmierzam w kierunku oszklonego wyjścia. Zarzucam włosy do tyłu i robię krok. Jest to ostateczny krok. Teraz nie ma odwrotu. Taksówkarz zawozi mnie pod wynajęte mieszkanie. Otwieram drzwi, rozglądam się i postawiam rozpakować moje rzeczy. Trzeba tu wszystko urządzić. Jutro pójdę do pobliskiego sklepu wnętrzarskiego i coś wybiorę. Muszę też kupić kilka rzeczy do biura.
                Zakupy to moja domena. Pewnie wkraczam do salonu meblowego. Wybieram kanapę, fotele, artykuły dekoracyjne i takie tam. Podstawowe meble są już w moim domu, ponieważ odpowiednio wcześniej je zamówiłam i mili panowie mi je zmontowali. Jeszcze parę akcesoriów do firmy i do kasy. Meble zostaną dowiezione na podane przeze mnie adresy nazajutrz przed południem.
Udaję się na parking, wsiadam do auta i dziękuję Bogu za to, że mam takiego cudownego wuja, który na dwudzieste drugie urodziny kupił mi samochód. Od zawsze był wiernym fanem Audi i dlatego też właśnie siedzę w czarnym Audi A5 Coupe. Muszę przyznać, że całkiem niezła maszyna z tego autka. Świetnie się prowadzi. Kierownica idealnie wpasowuje się w moje dłonie. Mknę ulicami zatłoczonego miasta wsłuchując się w bliskie memu sercu latynoskie rytmy, sączące się z radia. To jest muzyka, która zawsze idealnie wpisuje się w mój nastrój. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale tak po prostu jest.

*

Pierwszy miesiąc w Barcelonie mija mi na zaznajomieniu się z zespołem, szkoleniem ich i robieniem firmie reklamy. Muszę przyznać, że jestem w tym całkiem dobra. Mamy już kilku kontrahentów. Na początek wystarczy. Co najważniejsze, jednym z klientów jest właściciel kilku restauracji, a to oznacza spore zlecenie i konkretne wynagrodzenie.

*

Czas płynie niebłagalnie szybko. Jest już kwiecień. Dziś pierwszy dzień pracy po wielkanocnej przerwie. Wchodzę do biura i siadam przed stertą dokumentów do przejrzenia i podpisania. Po robocie papierkowej staję przy oknie i popijam kawę. Zastanawiam się nad kolejnym przedsięwzięciem. Nagle doznaję olśnienia.
– No przecież! – mówię sama do siebie – Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Lorena! – wołam pracownicę.
– Tak, pani prezes?
– Załatw mi proszę numer do siedziby… – przerywam w połowie wypowiedzi – Nie, po prostu umów mnie na spotkanie z panem Bartomeu.
– Z tym Bartomeu? – niedowierza.
– Tak. I powiedz, że to bardzo ważne. Masz niesamowity dar przekonywania. Wierzę, że ci się uda – mrugam do niej.
                Odprężam się wygodnie siadając w fotelu, ale nie trwa to zbyt długo, bo Lora wparowuje ponownie do mojego biura.
– Udało się! – cieszy się niezmiernie – Jutro o jedenastej ma panienka spotkanie na Camp Nou.
– Dziękuję ci serdecznie. Jesteś nieoceniona. Jeśli mój plan się powiedzie, dostaniesz podwyżkę. Okay, to w takim razie ja idę przygotować się na jutrzejsze spotkanie. Nie ma mnie już dla nikogo. A chłopakom powiedz, że będę o siódmej i sprawdzę stan przed załadowaniem, więc niech się nie zapędzają. Do jutra!
– Do jutra.

*

                Chcę zrobić dobre wrażenie na spotkaniu, więc ubieram grzeczniutką sukienkę projektu Victorii Beckham, która wygląda, jakby składała się z klasycznej spódnicy i białej koszuli z ciekawym malunkiem. Do zestawu dobieram czarne szpilki, moją ukochaną czarną Birkinkę i Ray Bany, ponieważ słońce daje dziś po oczach, że się tak wyrażę. No w końcu mieszkam w Barcelonie! Tu jest zawsze ciepło. I wcale na to nie narzekam.
                Siedzę na korytarzu i czekam, aż Bartomeu mnie przyjmie. Po kilku minutach moje prośby zostają wysłuchane i miła starsza pani wskazuje mi głową na drzwi – to znak, że mogę już wejść. Podnoszę się i pewnie wchodzę do gabinetu. Za biurkiem siedzi około pięćdziesięcioletni mężczyzna w eleganckiej koszuli.
– Witam, Josep Maria Bartomeu– wyciąga w moją stronę dłoń.
– Dzień dobry, Anastazja Milik. – uśmiecham się delikatnie i zajmuję miejsce na fotelu – Dziękuję, że zgodził się pan na spotkanie.
– A więc? Cóż to za sprawa? – pyta z ciekawością.
– Od stycznia tego roku prowadzę w Barcelonie firmę i szukam kontrahentów. Pomyślałam, że zarząd mógłby być zainteresowany naszymi usługami. Są państwo pierwszym klubem piłkarskim, o jakim pomyślałam.
– Czemu pomyślała pani akurat o FC Barcelonie?
– Bo poniekąd jestem związana z tą drużyną.
– Wierna fanka? – unosi brwi nie kryjąc zdziwienia.
– Dokładnie – przytakuję.
– Dobrze, w takim razie proszę powiedzieć, czym zajmuje się pani firma?
– Najprościej można to nazwać renowacją skór. Meble, ubrania, akcesoria skórzane – przemalujemy, odnowimy, naprawimy. Proszę, tutaj jest katalog z niektórymi naszymi zleceniami. Nasi pracownicy należą do najlepszych w Europie. – Josep przegląda zdjęcia, a ja korzystając z okazji, nawijam jak najęta – Z tego co widzę, mają tutaj państwo sporo skórzanych mebli. W holu, w tym biurze, więc jak mniemam w pozostałych również. Dobrze wiem, że takie meble są bardzo drogie, a trzeba je kupować średnio co kilka lat. Zwłaszcza do takich miejsc jak te, ponieważ są bardzo mocno eksploatowane. Renowacja jest więc dużo tańszą opcją.
– W gruncie rzeczy ma pani rację. Tylko dlaczego przychodzi pani z tym do mnie?
– Ponieważ wiem, że ma pan spory wpływ na zarząd. Myślę, że naprawdę moglibyśmy nawiązać owocną współpracę – zarówno dla mojej firmy, jak i dla klubu. Proszę chociaż przemyśleć moją propozycję.
– A mógłbym prosić o jakieś cenniki?
– Każde zamówienie analizujemy z osobna, ale tutaj są ceny orientacyjne. – podaję mu ulotkę i posyłam najpiękniejszy uśmiech, na jaki udaje mi się zdobyć – Tutaj jest moja wizytówka. Proszę dzwonić bezpośrednio do mnie, aby uniknąć niepotrzebnej zwłoki.
– Dobrze. Obiecuję, że to przemyślimy.
– W takim razie nie będę już zabierać panu więcej cennego czasu. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
                Opuszczam Camp Nou i kieruję się do siedziby firmy. Spoglądam na zegarek – dochodzi południe. Paco i Diego zaraz powinni być z powrotem.  Nie mylę się. Kiedy parkuję moje kochane autko, pracownicy właśnie wysiadają z busa i zbliżają się do mnie z wielkimi uśmiechami.
– A wam co tak wesoło? – pytam podejrzliwie.
– A widzi pani, pani prezes. Cieszymy się, bo klient powiedział, że świetnie się spisaliśmy i zasługujemy na premię za to zlecenie – wyszczerzył się Paco.
– Doprawdy? Czyli mam to potraktować jako prośbę o podwyżkę? – zaśmiałam się – Chodźcie do środka. – i wchodzę dumnie do budynku, a za mną posłusznie podążają dwaj mężczyźni – Lorena, dołączysz? – zapraszam ich do mojego biura i zaczynam wywód – No więc tak… Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z waszej pracy i myślałam o podwyżkach, słyszysz Paco? Mogę wam obiecać jedno. Prawdopodobnie teraz ważą się losy naszego kolejnego kontraktu. Jeśli go dostaniemy i będą zadowoleni z naszej pracy podniosę wam pensje.
– A co to za kontrahent? – ciekawi się Diego.
– FC Barcelona. Ale na razie nie zapeszajmy. Jak będę coś wiedziała, to od razu was poinformuję. No, a teraz zapraszam do pracy – posyłam im ciepły uśmiech.

*

                Kolejny samotny wieczór w moim pięknym mieszkanku. No właśnie. Mieszkam w Barcelonie już od kilku miesięcy, a nadal nie mam tu nikogo bliskiego. Nikogo, komu mogłabym się wygadać. Poznałam tylko dwie sąsiadki z mojego apartamentowca (bo chyba należałoby nazwać ten budynek), moich pracowników i kilka osób z branży. Moje życie towarzyskie znowu znajduje się na poziomie poniżej zera.
Nie zawsze taka byłam. Niegdyś często chodziłam na imprezy z przyjaciółmi, cieszyłam się życiem. Ale po powrocie z wymiany studenckiej zamknęłam się w sobie. Cholernie brakowało mi moich kochanych piłkarzy i Javiera. Za dziewczynami też tęskniłam. Zdążyłam się do nich wszystkich przywiązać. Do dziś żałuję, że podjęłam taką, a nie inną decyzję.
Ale co poradzić? Czasu nie da się cofnąć… A może to i dobrze? Bo prawdziwa miłość oznacza, że zależy Ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz…
                Czasem zastanawiam się nad samym sensem miłości. Dlaczego Pan Bóg zsyła na nas takie uczucie? Lubi patrzeć, jak się męczymy, cierpimy? W czasie rozmów na ten temat często słyszę, że lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierz mi, wcale nie lepiej. Do diabła! Ludzie, nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić!

Podobno zawsze na świecie ktoś na kogoś czeka. Ja już w to po prostu nie wierzę. Czuję, że jestem na tej planecie zupełnie sama i to się nigdy nie zmieni. Firma, kontakty, pieniądze – to jest moje życie. Ale czymże jest ludzki żywot pozbawiony miłości? Z własnego doświadczenia mogę Ci zdradzić, że jest bezbarwny, pusty, a szczęście staje się jedynie pozorem. Prawda jest taka, że każdy potrzebuje kotwicy. Jakiejś małej rzeczy, która zmusza Cię do pozostania w miejscu, nakłania do walki. Kiedy jesteś sama, to wszystko traci sens. Nie masz najzwyczajniej w świecie siły. Sama nie dasz rady stawić czoła całemu światu. Nie, kiedy nie ma Go przy Tobie…

9 komentarzy:

  1. W 100% identyfikuje się z ostatnim fragmentem.
    Odnośnie całego rozdziału jest bardzo fajny, ale czekam na rozwój wydarzeń, Javiego, jakiś kontakt z piłkarzami. Wiem, że muszę być cierpliwa, ale ja tak tego nie lubię. ;D
    Do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja naprawdę mam już nadzieję, że w następnym rozdziale spotka swoich ukochanych piłkarzy :D Już trochę siedzi w tej Barcelonie i powinna się przełamać i odnowić stare kontakty :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny i rozdział i przy okazji zapraszam na kolejny do siebie ;*
    http://piensas-en-mi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super, końcówka idealna :) czekam na rozwój wydarzeń. Gdy FC Barcelona zacznie współprace z jej firmą, na pewno nie unikną spotkania :) czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się!

    Kochana, przepraszam ogromnie, że nie było mnie pod poprzednimi rozdziałami jak i na utraconym. Przeczytałam, na komentarz się zdobędę pewnie niedługo - daj mi to ułożyć sobie w głowie.
    Jest mi strasznie źle z tym, że dopiero znalazłam to opowiadanie, bo wszystko co wychodzi spod Twojej ręki jest po prostu cudowne! Naprawdę, kolejne opowiadanie Twojego autorstwa, które powala na kolana. I wiesz co? Podziwiam, że wykreowałaś dwie zupełnie różne postacie, zazwyczaj autorzy pozostają w jednej postaci przez całą swoją karierę i ma się wrażenie jakby czytało się cały czas historię tego samego człowieka (Przynajmniej takie odnoszę wrażenie) a tutaj! Anastazja jest kompletnie inną osobą i bardzo mi się to podoba :D
    Jeśli natomiast chodzi o treść, nie jestem przekonana co do Barcelony, cenię ich, ale nie jestem ogromną fanką natomiast u Ciebie chłopaki zawsze są super, więc nie mogę się doczekać jak wykreowałaś ich w tym opowiadaniu. (Boże czyżbym przekonywała się do nich?)
    I no muszę przyznać, że Anastazja to taka "kobitka z charakterem". Kiedy czytam mam przed oczami moją wuefistkę z podstawówki jeszcze! Lata świetlne temu XD no mniejsza z tym, bardzo mi się podoba ta postać. Naprawdę! Wiele poświęciła w życiu, ale chyba powinna wrócić i spróbować odnowić kontakty z ludźmi, których kochała.
    I mam nadzieję, że stanie się to zaraz po tym jak podpisze kontrakt z FC Barceloną. No to by było na tyle, mam nadzieję, że będę już zawsze na czas :D
    Życzę dużo weny! :D
    Pozdrawiam cieplutko♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć i czołem!
    Na twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkiem, ale zapewniam, że zostaję. Javier? Pierwszy fanfic, jaki o nim czytam. Mega plus za ten fakt! Drugi za Barcelonę. Trzeci za to, jak piszesz...
    I tak można by wymieniać do jutra te plusy! Niezmiernie podoba mi się twoje opowiadanie. Jest napisane tak, że nic tylko czytać i nie odrywać się od bloga. To też zrobiłam. Zasiadłam, przeczytałam i.. co ja mam teraz robić, no co?
    Nie mogę już się doczekać kolejnego rozdziału! Czuję, że jeszcze nie raz mnie tu wzruszysz, ale i rozśmieszysz.
    Mogłabyś mnie informować o nowościach? Oczywiście bloga już mam w zakładkach, ale wiadomo - przezorny zawsze ubezpieczony, żadnym bogiem nie jestem, więc przeoczyć mogę, a tego naprawdę bym nie chciała.
    Tymczasem życzę udanego popołudnia!
    W wolnej chwili zapraszam do siebie, jeśli nie masz ochoty, to nie zmuszam.
    Tu piłkarskie, również związane z FCB (nigdy-dotad.blogspot.com), a tu bardziej prywatnie i osobiście, aczkolwiek też będzie przejawiać się motyw piłki nożnej - jakżeby inaczej, skoro to nieodłączny fragment mojego żywota, huh? (bezkresny-ocean.blogspot.com)
    Mocno ściskam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heja!
      Oczywiście wpadnę na Twoje opo. ;)
      A jeśli nie możesz się doczekać czegoś u mnie, zapraszam do poczytania moich ostatnich "dzieł". Podrzucam linki:
      http://life-has-already-bit-me.blogspot.com/
      http://utracony371.blogspot.com/
      Będę Cię informować, możesz być spokojna. ;)
      Buziaki ;*

      Usuń
    2. O kurcze, cudownie! Serdecznie dziękuję za linki i zabieram się za czytanie :)

      Usuń
  6. Hej Kochana! :)
    Rozdział fantastyczny, bardzo mnie zaciekawił i pochłonął od początku do końca. ♥
    Współpraca Barcy z firmą bohaterki? Świetny pomysł, ale jeśli ona nadal będzie się chciała ukrywać to nie wiem czy jest taki cudowny... Myślę, że po takim czasie powinna się już troszkę zaaklimatyzować i wyjść z cienia. ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest genialnie, więc idę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń