Do
drzwi mojego mieszkania dzwoni dzwonek. Niepewnie otwieram i doznaję szoku. O
futrynę stoi oparty brunet z rozbrajającym uśmiechem niewiniątka na ustach. Bez
słowa wparowuje do salonu i rozsiada się na kanapie.
– Dowiem się, co ty tutaj robisz?
– No nie mów mi, że się nie cieszysz? – śmieje
się – Dobra, Ana, zbieraj dupsko, zrób się na bóstwo i idziemy.
– Co? Dokąd?
– Zapomniałaś? – jęczy – Dzisiaj jest osiemnasty.
Rocznica moja i Antonelli.
– I?
– I jak co roku jest impreza. No już, nie gadaj,
tylko się ubieraj, bo całe Castelldefels na nas czeka.
– Ja cię kiedyś zabiję, normalnie. Nigdzie nie idę
– próbuję się oprzeć.
– No weź. Anto się ucieszy.
– O, nie! Bierzesz mnie pod włos! – spoglądam na
jego błagalny wzrok – Daj mi jakieś… dwadzieścia minut? – z impetem wpadam do
garderoby, gdzie, nie mając zbyt wiele czasu na wybór stroju, narzucam na siebie
małą czarną od ALICE+OLIVIA. Kiecka jest
fajna i pasuje jak ulał. Wręcz ją uwielbiam, ale ma jedną wadę, a mianowicie
zapięcie – Lio, przyjacielu, pomożesz mi? – odwracam się do niego plecami. Zasuwa
bezproblemowo suwak i chichocze.
– Nigdy nie możesz jej zapiąć, ale i tak ją
nosisz.
– Bo zajebiście w niej wyglądam – pokazuję mu
język.
– To prawda. Byłaś w niej na pierwszej randce z
Javierem, prawda?
– Skąd wiesz?
– Bo wiele razy mi mówił, jak to ubóstwia ten
kawałek materiału – śmieje się i ja również nie mogę się powtrzymać.
Wielka
posiadłość przyjaciela jak zwykle robi na mnie wrażenie i zapewne już zawsze
tak będzie. Do najbiedniejszych nie należę, ale do takich luksusów nie jest
łatwo przywyknąć. Po zaparkowaniu w garażu od razu udajemy się do pięknego
ogrodu. Pełen zieleni i mnóstwa kwiatów, o które dba pani domu, czyli Anto.
Odruchowo się uśmiecham, zauważając biegnącego w moją stronę Thiago. Nie mogę
się nadziwić, jak duży już jest. Kiedy ostatni raz go widziałam, miał nie
więcej niż kilka tygodni. Messi bierze synka na ręce i szeroko się uśmiecha.
– No, Thiago, a to jest twoja ciocia Ana. Możesz
jej nie pamiętać, ale kiedy byłeś bardzo, bardzo mały, to ciocia się tobą dużo
zajmowała.
– Ciocia Ana? – pyta ciekawie – Ładna jesteś.
– Dziękuję. – śmieję się – No, Lio, nie wyprzesz
się go. Jesteście identyczni. – mrużę oczy – I to nie tylko z wyglądu.
*
Korzystając
z chwili przerwy w tańcach z Antonellą, postanawiam wyjść na dwór. Kroczę
kolejno ścieżkami wysypanymi drobnymi, białymi kamyczkami. Zatrzymuję się w
okolicy basenu, podnoszę głowę do góry i wpatruję się w przepiękne, gwiaździste
niebo.
– Ślicznie tu, nieprawdaż? – słyszę niski męski
głos.
– Tak – odpowiadam bez entuzjazmu.
– Ana, ja… Cholera. – przeklina pod nosem – Nie
mogę inaczej – obraca mnie w swoją stronę, przyciąga do siebie mocno i
zachłannie wpija w moje usta. Dłonie trzyma na moich kształtnych biodrach.
Początkowo nie wiem, jak się zachować, ale ten stan mija dość szybko. Oddaję
się w całości pocałunkom Argentyńczyka. Splatam dłonie na jego karku. Krew w
żyłach mi buzuje, serce o mało nie wyrywa się z piersi, a motyle tańczą w moim
brzuchu sambę. Zapominam o całym bożym świecie. Liczy się tylko on. Jego usta
ponownie na moich. Jego cudowny smak i zapach, który zawsze mąci mi w głowie.
Jego silne, umięśnione ciało i ramiona, które zawsze mnie przed wszystkim
obronią. I ta miłość. Miłość, która bije od niego na kilometr. I te jego piękne
oczy. Oczy, które przeze mnie stały się smutne.
Odsuwam się lekko od
Jefecito. Mężczyzna wpatruje się we mnie uważnie. Chyba chce coś powiedzieć,
ale nie bardzo wie, jak to ubrać w słowa. Jego dłonie nadal spoczywają na mych
biodrach. W końcu zbiera się na odwagę. Bierze głęboki wdech i patrzy mi
głęboko w oczy.
– Yo
necesito de ti como el aire, nadie te puede querer tanto asi.. Dame una señal, un minuto
para converser, dame tan solo una oportunidad para poderte enamorar, cada dia
mas. Un poco de tu amor para poder vivir. Un poco de tu amor me puede hacer
feliz . Solo un poco de tu amor
es lo que pido1 – odgarnia z mojej twarzy niesforny kosmyk włosów.
–
Yo quisiera que me acompañes, que me
cambies la vida. Quisiera verte en cada atardecer y que sepas que te extraño
cada vez que te vas. Necesito tenerte cerca un poco más. Yo no puedo estar
fingiendo, mi corazón no aguanta más, que por ti sigue latiendo y te quiere
preguntar. Qué vas ha hacer el resto de tu vida, qué vas ha hacer desde ahora y
para siempre. – pochylam się lekko i szepczę wsprost do jego ucha, choć
czuję, że głos mi się łamie – Que este
sueño sea el comienzo de un eterno amor.2
Prostuję się i nasze spojrzenia ponownie
się spotykają. Tym razem nie przerywam tej magicznej chwili. W mojej głowie
kłębią się tysiące myśli, ale na żadnej tak naprawdę nie potrafię się skupić.
Co teraz dzieje się w głowie mojego byłego partnera? Czy aby na pewno mnie
jeszcze kocha? A może tylko chce zrekompensować sobie urażoną męską dumę?
Czyżby się właśnie zastanawiał nad naszą przyszłością? Może robi listę „za i
przeciw”? A może śmieje się w duchu z mojej naiwności, że tak łatwo mu
uwierzyłam? Że wystarczyło kilka słów z latynoskiej piosenki i już byłam jego? Boję
się. Cieszę się. Mam sprzeczne odczucia. Ale tylko do pewnego momentu. Do momentu,
kiedy Argentyńczyk obejmuje mnie mocno i przytula.
– Ana, tęskniłem, kochanie – składa na moich
ustach słodki pocałunek.
– Javier. – głaszczę jego policzek – Ja też.
Przepraszam, że wyjechałam…
– Ciii… – ponownie mnie całuje – Teraz to już
nieważne. Liczy się to, że jesteś i znowu jesteśmy razem. – uśmiecha się
delikatnie – Prawda? – mina mu nieco rzednie – Bo ja cię nadal kocham.
– Też cię kocham, Maschi. – muskam jego usta –
Spróbujmy jeszcze raz.
– Ale teraz tak na poważnie.
– Co? – nie rozumiem.
– Spróbujmy tak na poważnie. Wprowadź się do
mnie. Kupiłem niedawno nowy dom. W Castelldefels. Niedaleko stąd. Proszę,
zamieszkaj ze mną. Bądźmy prawdziwą parą. Wiesz, że zawsze chciałem stworzyć z
tobą prawdziwy dom – zawzięcie tłumaczy.
– Ja… Javier… – wzdycham – Nie wiem, czy robię
dobrze, ale… – kiwam głową – W porządku. Zamieszkajmy razem.
– Naprawdę? – potwierdzam, a Argentyńczyk
uśmiecha się szeroko, unosi mnie do góry i okręca się ze mną dookoła. Śmiejemy
się jak małolaty – Tak się cieszę.
Z
posiadłości cracka Blaugrany dobiegają nas dźwięki piosenki. Nie zastanawiając
się długo, zaczynamy poruszać się w takt muzyki, dodatkowo śpiewając pewne
słowa.
– Tú eres mi
amor, mi alegría
La verdad de mi vida
Mi bebe que me salta a los brazos de prisa
Tú eres mi refugio y mi verdad…
En
un mundo tan irreal
No sé qué creer
Y amor sé que tú eres mi verdad, eres mi verdad
Tú eres la luz que me guía
Tú eres la voz que me calma
Tú eres la lluvia de mi alma
Y eres toda mi verdad
Tú eres la luz de mi vida
Tú eres la voz que me calma
Tú eres la lluvia de mi alma
Y eres toda mi verdad
Eres toda mi verdad3
Piosenkę wieńczymy długim, namiętnym
pocałunkiem. Z letargu wyrywają nas dopiero gwizdy i głośny aplauz. Odwracamy
się w tamtym kierunku. Na tarasie stoją kolejno: Lio, Anto, Dani, Geri, Xavi,
Ini, Anna, Busi, Rafinha i szczerzą się jak głupi do sera. Mascherano obejmuje
mnie czule i całuje subtelnie w policzek.
– No w końcu! – drze się Alves – A już zaczynałem
wątpić w to, że jeszcze dożyję tego momentu.
– No widzisz, zupełnie niepotrzebnie – dodaje
Piqué.
– Jak zdecydujesz się jeszcze trochę pożyć, to
może doczekasz się nawet ich dzieci? –
chichocze Lionel.
– Spokojnie, na to mamy czas. Prawda, kochanie? –
cmokam usta mojego chłopaka.
– Prawda, prawda – odpowiada śmiejąc się.
*
Niewielki,
piękny domek na posesji numer siedemnaście. W otoczeniu mnóstwa zieleni. Spory
ogród pełen krzaczków, krzewów, kwiatów. Lekko odizolowany od wścibskich
spojrzeń za pomocą drzew. W środku, na parterze wszystko urządzone w jasnych kolorach. Jedna, wielka, otwarta
przestrzeń. Jest kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Jest wyjście na dwór,
a także srebrne schody, prowadzące na piętro. Tam znajdują się z kolei cztery
pokoje. Jednym z nich jest sypialnia utrzymana w barwach bieli i ciemnego
brązu, połączona bezpośrednio ze sporych rozmiarów garderobą oraz łazienką.
Pozostałe trzy pomieszczenia mają wspólną łazienkę. Jeden z nich urządzony jest na zielono. Z dużą
szafą, dwoma łóżkami, fotelami i biurkami. Domyślam się, że to miejsce jest
przeznaczone dla córek Javiera. W kolejnym górują naturalne barwy. Brak
zbędnych rzeczy – dwa łóżka, stoliczek i krzesło, a do tego wyjście na balkon.
Typowy pokój gościnny. Natomiast ostatnie z pomieszczeń jest puste. Żadnych mebli.
Nawet ściany są białe. Marszczę lekko brwi w geście zdziwienia. Wtem na talii
czuję silne ramiona mojego mężczyzny. Przytula mnie mocno i szepcze do ucha:
– I jak ci się podoba, kochanie?
– Jest ślicznie, naprawdę. – uśmiecham się
szeroko i odwracam w jego stronę. Zawieszam ręce na szyi Argentyńczyka i cmokam
go w usta – Ale jest jedno małe „ale”…
– Tak?
– Dlaczego ten pokój jest pusty? – kiwam do tyłu
głową.
– Aaaa… – szczerzy się – Bo to pomieszczenie
urządzimy dopiero, jak będzie nam potrzebne.
– Nie rozumiem.
– Kochanie, tutaj będzie pokój naszego
dzieciątka. – całuje mnie czule – A teraz chodź, bo to nie koniec atrakcji.
Łapie
mnie za dłoń i ciągnie na dół. Jednak nie zatrzymujemy się na parterze budowli,
a schodzimy do podziemi. A tam…
– Ale… Javier… – głos odmawia mi posłuszeństwa.
– Zawsze mówiłaś, że chciałabyś mieć w domu
basen. – drapie się nerwowo po głowie – No to masz.
– Javier… Ja… Nie wiem, co powiedzieć. –
rozglądam się dookoła – Kocham cię, Javi.
– Ja ciebie bardziej, Ana.
– Chcesz się kłócić? – unoszę perfekcyjnie
wyregulowaną brew do góry.
– Wolałbym coś innego – uśmiecha się łobuzersko,
łapie w pasie, przerzuca sobie przez ramię i niesie do naszej nowej sypialni.
No cóż, trzeba ją jakoś zainaugurować.
*
Budzę
się otoczona ramionami silnego defensora najlepszej drużyny świata. Za oknem
świeci piękne słońce, ptaszki śpiewają, a ja wtulam się w Argentyńczyka i
całuję go delikatnie w ramię. Mężczyzna cichutko mruczy, czyli właśnie się
budzi. Przeciąga się, szuka dłońmi moich bioder i przyciąga mnie do siebie
jeszcze bliżej. Dopiero teraz otwiera oczy. Uśmiecha się szeroko, a ja jestem
pewna, że to właśnie z nim chcę spędzić resztę życia.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Kocham cię – szepczę, jeżdżąc
paznokciami po jego lewym bicepsie.
– I ten dzień już jest świetny. – nachyla się, by
mnie pocałować, ale tego ostatecznie nie czyni – Wiesz co? Kocham cię
najbardziej na świecie. Obiecaj, że już zawsze będziemy razem – odgarnia kilka
niesfornych kosmyków z mojej twarzy.
– Obiecuję – przygryzam wargę. Mascherano
momentalnie ją uwalnia, przejeżdża kciukiem po dolnej wardze, a potem wpija się
zachłannie w moje usta. Zaplatam dłonie na jego szyi. Popycha mnie lekko i
ląduję na plecach, a on zawisa nade mną. Uśmiecha się i znowu łączy nasze usta
w długim, namiętnym pocałunku.
***
1 Potrzebuję cię jak powietrza, nikt nie może cię tak kochać.
Daj mi znak, minutę na rozmowę. Daj mi szansę rozkochiwać cię, co dzień coraz
mocniej. Odrobina twojej miłości, by móc żyć. Odrobina twojej miłości
uszczęśliwi mnie. Proszę tylko o odrobinę twojej miłości.
2 Chcę, żebyś mi towarzyszył, to zmieni moje życie. Chcę cię
widzieć każdego wieczora i żebyś wiedział, że za tobą tęsknię za każdym razem,
kiedy odchodzisz. Potrzebuję trochę częściej mieć cię blisko. Nie mogę udawać,
moje serce nie wytrzyma dłużej, bo wciąż bije dla ciebie i chce cię zapytać. Co
zrobisz z resztą swojego życia, co zamierzasz robić od teraz aż do końca. Czy
ten sen będzie początkiem wiecznej miłości.
3 Jesteś moją miłością, moją radością
Prawdą
mego życia
Moją
dziecinką, która w pośpiechu wskakuje w moje ramiona
Jesteś
moją ucieczką i prawdą…
W
takim nierealnym świecie
Nie
wiem, w co wierzyć
I,
kochanie, wiem, że jesteś moją prawdą, jesteś moją prawdą
Jesteś
światłem, które mnie prowadzi
Jesteś
głosem, który mnie uspokaja
Jesteś
deszczem mej duszy
I
jesteś moją całą prawdą
Jesteś
światłem mego życia
Jesteś
głosem, który mnie uspokaja
Jesteś
deszczem mojej duszy
I
jesteś moją całą prawdą
Jesteś
moją prawdą
***
A jeszcze tak ode mnie... Co powiecie na kolejne opowiadanie, jak już skończę to? Pozostałabym w tematyce piłkarskiej, ale zapewniam, że takiej historii jeszcze nie było. Piszcie, co o tym sądzicie. :)